Producentem recenzowanego kremu do golenia są pakistańskie fabryka kosmetyków Chemcos. Firma powstała w 1973 i pierwszym produktem był właśnie krem do golenia Jolly.
Zakłady ulokowane są w położonej nad Morzem Arabskim 15-milionowej metropolii Karachi. Chemcos ma w swojej ofercie produkty sprzedawane pod marką „Body Sol”, „Jolly” oraz organiczne „Herbina”. Oferta dostępna jest na firmowej witrynie stronie internetowej.
Sceptycznie podchodziłem do testowania kremu Jolly. Uważam, że życie jest zbyt krótkie, aby korzystać z tanich rzeczy. Zgadza się, że często te droższe produkty są niewspółmiernie drogie w stosunku walorów użytkowych, jednak zwykle cena ma związek z jakością – szczególnie znajduje to potwierdzenie w dobrach obecnych dłuższy czas na rynku. Pisałem to wielokrotnie na łamach geekhuba, że mam świadomość, iż kosmetyk dziesięć razy droższy od innego, niekoniecznie jest od niego dziesięć razy lepszy. Pomijam już kłopot w porównywaniu wartości użytkowych. Czasem drobna, dla wielu ludzi nieistotna różnica jest tą, za którą inni są skłonni słono zapłacić. Te tanie, supermarketowe kremy do golenia, które można nabyć za 2-3 zł, sprawują się poprawnie, ale czy wystarczająco dobrze? Dla mnie nie. Zdecydowanie preferuję zakup lepszych kosmetyków. Krem Jolly już na pierwszy rzut oka wygląda jak tani towar z pakistańskiej Biedronki. Nie chciało mi się go testować, ale zrobiłem to choćby z racji, że przybył do Polski okrężną drogą przez Durban w RPA. Przed testami chciałem jeszcze rzucić okiem na skład i jakież było moje zdziwienie, gdy przeczytałem, że krem Jolly zdobył w swojej ojczyźnie aż 40-50% (w innych miejscach podawana jest wartość 80-90%) udziału w rynku. Dowiedziałem się również, że w RPA Jolly stał się standardem w zakładach fryzjerskich oferujących usługę golenia. No tak, to zmienia postać rzeczy. Dawać go na warsztat!
Opakowanie i postać
Szkoda gadać o opakowaniu kremu do golenia Jolly. To zwyczajna plastikowo-metalowa tubka, jakie stosowane są do pasty do zębów i tanich kremów do rąk. Szata graficzna nie jest dziełem kreatywnego grafika. Tuba dodatkowo pakowana jest w tekturowe pudełko, które niestety do mnie nie dotarło. W sprzedaży dostępne są tubki o zawierające 120 i 80 g kremu. Mnie trafiło się większe opakowanie.
Zawartość tuby to biała masa średniej gęstości, podobna do konsystencji kremu Palmolive.
Skład
Recenzowany krem ma prosty i raczej przestarzały skład, zawierający borany i parabeny w roli konserwantów. No cóż, nie jest to powód do chluby.
Podstawą składu są zmydlone wodorotlenkami potasu i sodu kwas stearynowy i kwasy tłuszczowe z oleju kokosowego. Uważnym czytelnikom przypomni się receptura brazylijskiej Palmindai, tylko że tam nie było wodorotlenku sodu, którego mydła poprawiają poślizg.
Skład uzupełnia jedynie gliceryna.
Pozostałe substancje mają zadania pomocnicze – konserwujące i stabilizujące: kwas borny, boran sodu, metyloperaben i propyloparaben.
Oczywiście, jest jeszcze mieszanina substancji aromatycznych o nieujawnionym składzie.
Skład zgodnie z INCI: Aqua, Stearic Acid, Coconut Fatty Acid, Glycerine, Potassium Hydroxide, Sodium Hydroxide, Boric Acid, Sodium Borate, Methyl Paraben, Propyl Paraben, Fragrance.
Zapach
Czego można spodziewać się po zapachu taniego kremu do golenia? Tanie, to znaczy z ceną poniżej 0,10 zł za użycie. Owszem, czasem można znaleźć takie o całkiem przyzwoitym zapachu, ale żebym był kiedykolwiek pod wrażeniem kompozycji zapachowej, to sobie nie przypominam. Owszem podoba mi się zapach polskiego kremu Brutal, ale poza tym żaden mnie nie ujął. Lider? Całkiem przyjemny, ale to jednak cytrusowy banał. Wars? Wiem, że są oddani fani, ale mi ten zapach się po prostu nie podoba. Arko? Chemiczny banał. Odpada. Florena? Nuda. Juz nawet nie wspominam o Korsarzu i jemu podobnych. Po pierwsze, choć to brzmi wręcz niewiarygodnie, są droższe, a po drugie wszystkie pachną bez porównania gorzej.
Jakież było moje zdziwienie, gdy powąchałem próbkę kremu Jolly. Czułem popularne cytrusy, ale były one na drugim planie. Przede wszystkim czułem delikatne, piżmowe nuty pudrowe. W tej klasie cenowej taki zapach?! Gdzieś pobrzmiewa podobieństwo do mydła Truefitt & Hill 1805 a nawet do bardzo kiedyś przeze mnie lubianej, choć nieprodukowanej już wody toaletowej Lanvin Arpege Pour Homme. Co prawda aromat jest delikatny, ale wyraźnie wyczuwalny i dość trwały. Kompozycja sprawia wrażenie dużo droższej. W każdym razie bez specjalnego kłopotu mogłaby stanąć obok rachitycznej Acqua di Parma. którą znamy z kremu do golenia.
Szukając w Internecie ceny kremu Jolly, natknąłem się gdzieś na informację, że to produkt bezzapachowy. Przyjąłem to ze zdumieniem, bo choć faktycznie aromat jest delikatny, bardzo łatwo da się wyczuć, a nawet wychwycić składowe. Piszę o tym, żeby jak przy mydłach Klar, ktoś nie poczuł się rozczarowany.
Moja ocena to 8/10. Tak. Właśnie tak wysoko za delikatny i „tani” zapach.
Wyrabianie piany
Przy wyrabianiu piany przyszło pierwsze zaskoczenie. Spodziewałem się typowej dla taniego kremu, lekkiej, ale obfitej piany. Zamiast niej otrzymałem mięsistą, gęstą konsystencję, do której wpakowałem całkiem sporo wody. Tak było za pierwszym razem. Drugiego dnia wziąłem więcej kremu, bo aż 2 g. Tak jak przypuszczałem, piany wyrobiłem za dużo i podobnie jak poprzedniego dnia, była po prostu świetna. Ok, nie doprowadziłem jej do konsystencji płynnej lawy, ale i tak mogłaby być przez wielu uznana za wzór tłustej, maślanej konsystencji. Pomyśleć, że to wszystko z taniego, drogeryjnego kremu! Niestety moja próbka miała się ku końcowi. Wyskrobałem z dealerskiej torebeczki strunowej resztę. Było 1,3 g. Ciut za mało, ale na dwa przejścia spokojnie wystarczy. Wyrobiłem tyle towaru, że bez większego kłopotu załatwiłbym trzy przejazdy. Tego dnia piana musiała na mnie chwilę poczekać, bo musiałem na chwilę przerwać celebrowanie porannej toalety. Wróciłem z pianą na twarzy po paru minutach i wcale nie było jej mniej. Na wszelki wypadek przed goleniem naniosłem jeszcze trochę wody zamoczonymi końcówkami włosia pędzla.
Moja ocena to 8/10. Tylko tyle, ale myślę, że gdybym trochę dłużej pobawiłbym się kremem Jolly, może dałbym więcej.
Golenie
Pomimo dobrej jakości piany, szczerze mówiąc na jakiejś super komfortowe golenie nie liczyłem, dlatego zamiast R41-ki sięgnąłem po brzytwę Gold Dollar 209. To była niepotrzebne asekuranctwo, bo krem dał bardzo dobrą ochronę. Tak samo nie miałem zastrzeżeń do poślizgu. Ostrze lekko przemykało się po skórze. Zmiękczenie zarostu było raczej standardowe. Efekt był taki jak to bywa z brzytwą – gładkie lico bez podrażnień.
Ośmielony nadzwyczaj dobrym pierwszym goleniem, następnego dnia wybrałem jednak maszynkę Mühle R41 z zapakowaną nowiutką żyletką Feather. Również i do tego golenia nie mogłem mieć zastrzeżeń. Gęsta, ale nawilżająca piana dawała świetną ochronę. Owszem, uważałem bardziej niż zwykle, ale nawet i przy takich środkach ostrożności agresor zostawia po sobie drobne bo drobne, ale jednak krwawe ślady. Tym razem nic takiego nie miało miejsca. Również i poślizg był więcej niż przyzwoity. Ja niczego więcej nie potrzebuję!
Kremu wystarczyło jedynie na trzy golenia. Tym razem wybór padł na Pumę 39. Znów mogłem się doskonale ogolić tanim, drogeryjnym kremem z Pakistanu. Akurat ogolić się bez podrażnień i dokładnie brzytwą nie jest wielką sztuką, oczywiście jak już się potrafi nią operować. Nie będę się więc na ten temat szerzej rozpisywał. W każdym razie było idealnie.
Moja ocena to 8/10. Może nawet to za mało? Może.
Po goleniu
Akurat po goleniu szału pakistański krem nie robi. To typowy kremowy średniak. Czuć lekkie przesuszenie, które przy sprzyjających okolicznościach samo znika. Na szczęście jest jeszcze przyjemny zapach, dający o sobie znać 1-2 godzinki.
Moja ocena to 7/10. Tak wysoko właśnie za zapach.
Dostępność i cena
W Polsce, a nawet w Europie krem raczej jest nie do zdobycia. Ja go mam dzięki uprzejmości kolegi, który przeprowadził handel wymienny z południowoafrykańskim sklepem. W RPA ten krem można kupić w River Valley Trading za 30 Randów, czyli 8,41 zł. W Pakistanie taka sama, 120-gramowa tubka jest do nabycia za 70 rupii pakistańskich, co stanowi równowartość 2,11 zł. Zakładając wydajność na poziomie 1,5 g, koszt golenia Pakistańczyka wynosi jedynie 0,03 zł. Wątpię, aby ktokolwiek podjął decyzję o sprowadzeniu większej partii do Polski. Na Alibabie „minimalka” to 25 tys. sztuk. Taka ilość jest możliwa do sprzedania w zasadzie wyłącznie poprzez stacjonarną sieć sklepów. Bez marketingu takie przedsięwzięcie ma małe szanse powodzenia, choć jak widać w RPA udało się.
Podsumowanie i ocena
Wcale mnie nie dziwi, że krem do golenia Jolly Shaving Cream zgarnął w 208-milionowym Pakistanie aż połowę rynku. Tak samo nie jestem zaskoczony, że stał się standardem w południowoafrykańskich barbershopach. Nie dość, że ma świetne właściwości podstawowe, to naprawdę dobrze pachnie. Powiecie, że takich produktów jest wiele? No tak, zgadza się. Wystarczy spojrzeć na na ranking, gdzie znaleźć można całą masę kremów ocenionych na conajmniej „8”. Tyle tylko, że niektóre z nich kosztują nawet 100 razy więcej.
Pakistański krem do golenia Jolly to prawdziwy rarytas dla wielbicieli przyjemnych, pudrowych aromatów. Szczerze go polecam.
Moja ocena: 8/10 (bardzo dobry produkt)
- zapach (atrakcyjność, intensywność i trwałość): 8/10,
- właściwości piany (łatwość wyrabiania, trwałość i inne właściwości piany): 8/10,
- efektywność golenia (poślizg, zmiękczanie zarostu, dokładność itp.): 8/10,
- odczucia po goleniu (właściwości pielęgnacyjne, zapach): 7/10,
- cena użycia: 0,03 zł (bez kosztów wysyłki),
- opłacalność: 10/10 (bez kosztów wysyłki).
Wszystkie recenzje balsamów po goleniu zamieszczone są w jednym miejscu w serwisie geekhub.pl.
Ocena ogólna nie uwzględnia opłacalności, ani nie jest średnią poszczególnych ocen.
Punktacja: 1 – tragiczny, 2 – słaby, 3-4 – taki sobie, 5-6 – dobry, 7-8 bardzo dobry, 9 – niemal doskonały, 10 – wybitny
Zapraszam do dyskusji. Każdy komentarz jest dla mnie nagrodą i wzbogaca recenzję. Jeśli chcesz być na bieżąco informowany o nowych wpisach, śledź mnie na Twitterze (polecam), ew. zasubskrybuj blog w WordPressie. Po opublikowaniu nowego wpisu, dostaniesz e-maila.
Pewnie zauważyłeś już reklamy. Wpływy z nich jak na razie pozwalają na pokrycie drobnego procenta kosztów. Wiem, że ogłoszenia są trochę uciążliwe, ale dzięki nim mam choć trochę wrażenia, że nie pracuję zupełnie za darmo. Jeśli zauważysz w ogłoszeniach coś ciekawego, kliknij – serwis na tym skorzysta. Jeśli korzystasz z AdBlocka, proszę dodaj geekhub do listy wyjątków. Dziękuję.