Producentem recenzowanego kremu jest świetnie w Polsce znana, niemiecka firma Beiersdorf, działająca w Polsce jako NIVEA Polska. Więcej na jej temat napisałem w recenzji balsamu po goleniu. Jednak to nie w firmie Carla Paula Beiersdorfa urodziła się marka Florena. Powstała ona dużo wcześnie, bo w 1852 roku jako „Waldheimer Parfümerie- und Toilettenseifenfabrik“, czyli „Fabryka perfum i mydeł toaletowych”. Sama marka „Florena” pojawiła się na rynku w 1920 roku.
Po wyzwoleniu Niemiec przez bohaterskie wojska sowieckie, fabryka została znacjonalizowana i działała jako Państwowe Przedsiębiorstwo (VEB) Rosodont. W 2002 roku firma trafiła do koncernu Beiersdorf i w takiej postaci działa do dziś. W Polsce kosmetyki ze znakiem Florena nie są przez producenta sprzedawane, ale bez większego problemu można je nabyć w sklepach z chemią niemiecką. Linia kosmetyków dla mężczyzn dystrybuowana jest pod marką „Florena Men”.
Opakowanie i postać
Krem Florena konfekcjonowany jest w aluminiowe tuby zakręcane białą, plastikową zakrętką. Tuba umieszczona jest w kartonowym pudełku. Całość robi wrażenie przeciętnego, supermarketowego produktu.
Krem ma trochę rzadszą od typowej konsystencję i białą barwę.
Skład
Na opakowaniu widnieje napis „NEUE FORMEL”, świadczący o przeprowadzonej reformulacji produktu.
Podstawą składu mydła są zmydlone ługami potasowym i sodowym kwas palmitynowy, kwas stearynowy, olej kokosowy, kwasy tłuszczowe oliwy z oliwek, kwas mirystynowy, olej arachidowy oraz kwas oleinowy.
Skład uzupełnia dodatek gliceryny, soli morskiej i polidimetylosiloksanu (emolient, działanie pomocnicze)
Krem konserwuje octan tokoferylu (antyoksydant i naturalny konserwant).
Na kompozycję zapachową składa się mieszanina substancji aromatycznych (Parfum), limonen (skórka cytrynowa), linalol (konwalia), kumaryna (zapach ściętej trawy), alkohol benzylowy (jaśmin), geraniol (pelargonia) i eugenol (goździki).
Skład nie budzi jakichkolwiek podejrzeń. Preparat konserwuje tylko jeden i to na dodatek naturalny konserwant. Nie ma w składzie jakichkolwiek detergentowych polepszaczy. Lista wzmacniaczy zapachu też nie jest długa.
Skład zgodnie z INCI: Aqua, Potassium/Sodium Palmitate, Potassium/Sodium Stearate, Potassium/Sodium Cocoate, Glycerin*, Parfum, Potassium/Sodium Olivate, Maris Sal, Tocopheryl Acetate, Dimethicone, Potassium/Sodium Myristate, Potassium/Sodium Arachidate, Potassium/Sodium Oleate, Limonene, Linalool, Coumarin, Benzyl Alcohol, Geraniol, Eugenol.
Zapach
Aromat kremu Florena z całą pewnością nie jest szczytowym osiągnięciem światowego perfumiarstwa. PIerwsze skojarzenie jakie przyszło mi na myśl, gdy po raz pierwszy zetknąłem się z tym aromatem, to szyszka kąpielowa, jaką moja mama wrzucała do wanny, gdy chciała zrobić mi dłuższą kąpiel. Nie chodzi o taki codzienny zabieg. Ta szyszka pojawiała się wtedy, gdy kąpiel miała być celebracją, gdy przynosiła mi do wanny zabawki i mogłem się pławić godzinę lub dłużej. Ten tkwiący mi w głowie aromat to cytrusy z igliwiem – zapach czysty, ale również chemiczny. Nie twierdzę, że mi się jakoś mocno nie podoba. Jest lepszy niż ten znany nam z tureckiego kremu Arko. W rankingu trudnych zapachów, Florena jest co prawda w gronie liderów, ale nie na szczycie listy. Na mój nos, gorzej wypadły inne nudne zapachy, np. Barbus, Aquagena, Lider, czy Fix-Modell. Za zapach niemiecki krem otrzymuje ode mnie notę 4/10 i tylko dlatego tak wysoko, że to aromat bezpłciowy i nieinwazyjny.
Wyrabianie piany
Ponieważ o kremie przed jego wypróbowaniem sporo czytałem, wiedziałem że z wyrobieniem piany nie będę miał kłopotów. Bez obaw sięgnąłem więc po mojego borsuka Mühle Sophist Silvertip Badger, namoczyłem go, dobrze strzepnąłem, odmierzyłem testową, 2-gramową porcję kremu i rozpocząłem pracę na twarzy. Na początku wody było za mało, więc piana nie urosła natychmiast. Wystarczyło jednak dwa razy zamoczyć pędzel, aby powstała obfita broda Świętego Mikołaja. Do struktury i trwałości nie można mieć jakichkolwiek pretensji, bo przecież kremowa, ciągnąca się masa jest ideałem, do którego dąży każdy entuzjasta tradycyjnego golenia. Kolejnego dnia sprawdziłem jeszcze jak sobie poradzi standardowa porcja kremu, a więc 1,5 grama. Również i tym razem ilość piany była całkowicie wystarczająca. Ogólnie proces wyrabiania piany oraz efekt końcowy oceniam na 10/10. Może nie jest to dokładnie to samo, co można osiągnąć z użyciem Martina de Candre, ale różnica naprawdę jest zaniedbywalna – przynajmniej w tej kategorii.
Golenie
Do golenia przystąpiłem trzymając w garści maszynką Mühle Sophist (R89) z nową żyletką Feather. Już pierwszy kontakt ostrza ze skóra pokazał, że jest dobrze. Żyletka sunęła bez najmniejszych oporów. NIe tylko poślizg był bardzo dobry, ale i do zmiękczania zarostu nie można było mieć specjalnych pretensji. Będąc bardziej dokładnym, jeśli miałbym porównać poślizg Floreny do jakiegoś innego, bardziej znanego produktu, jest on lepszy zarówno jak w Warsie i kremie Palmolive i mydle Proraso. Ochronę szacuję na poziomie Proraso, czyli lepiej niż przeciętnie.
Zapach podczas golenia trochę daje się we znaki, ale przeżyć go można bez klipsa na nosie.
Ogólnie wrażenie z golenia oceniam na poziomie 8/10. Oceniając, przymykam oczy na psujący doznania zapach i myślę, że powinienem jeden punk odjąć. Ale niech tam!
Po goleniu
Efekty golenia z wykorzystaniem testowanego kremu czy mydła do golenia nie oceniam zaraz po pierwszym goleniu, ale raczej po goleniu kolejnego dnia. Wtedy widzę dokładnie, czy naskórek nie był tyle mocno uszkodzony, by móc się po 24 godzinach zregenerować. Efekt oględzin drugiego i trzeciego dnia był dla Floreny bardzo korzystny. Nie znalazłem żadnego podrażnienia, ani jednej czerwonej kropki. Dokładność golenia była przy tym wzorowa. Efekt nawilżenia jest przeciętny – skóra nie jest ani wysuszona, ani nawilżona. Zastosowanie preparatu po goleniu jest więc konieczne. Zapach na szczęście jest bardzo nietrwały, więc nie dokucza. Krem zostawia na maszynce sporo białego osadu. Wrażenia po goleniu wyceniam na 5/10.
Dostępność i cena
Szkoda, że kremu Florena nie można kupić w zwyczajnych drogeriach. Produkt można czasem upolować w sklepach z chemią niemiecką lub na straganach. Ja widziałem go niedawno raz i kosztował 6 zł. Testowana sztuka była kupiona w Niemczech za 1,- €. Do kalkulacji biorę cenę 6 zł. Zakładając zużycie na poziomie 1,5 g, otrzymujemy cenę jednego, trójprzejściowego golenia w wysokości 0,09 zł.
Podsumowanie i ocena
Największą zaletą Floreny jest świetna, bardzo łatwa do wyrobienia piana. Niewiele produktów sprawuje się w tej kategorii lepiej. Wysoko oceniam również komfort i efektywność golenia. Efekt po goleniu jest już co najwyżej przeciętny, a zapach mocno ciągnie ocenę ogólną w dół. Choć krem do golenia Florena Comfort Rasiercreme to solidny produkt, w zestawieniu z moimi preferencjami, kupowanie go nie ma sensu. Nie po to celebruję poranne golenie, aby psuć je nudnym zapachem supermarketowego proszku do prania. Jednak zgadzam się, że osoby zakatarzone, liczące każdy grosz i traktujące poranną toaletę jako proces rutynowy, ze stosowania kremu do golenia Florena mogą być bardzo zadowolone.
Moja ocena: 6/10 (dobry produkt)
- zapach (atrakcyjność, intensywność i trwałość): 4/10,
- właściwości piany (łatwość wyrabiania, trwałość i inne właściwości piany): 10/10,
- efektywność golenia (poślizg, zmiękczanie zarostu, dokładność itp.): 8/10,
- odczucia po goleniu (właściwości pielęgnacyjne, zapach): 5/10,
- opłacalność: 10/10.
Sprawdź w rankingu mydeł i kremów do golenia, jak recenzowany produkt wypada na tle konkurencji.
Ocena ogólna nie uwzględnia opłacalności, ani nie jest średnią poszczególnych ocen cząstkowych.
Punktacja: 1 – tragiczny, 2 – słaby, 3-4 – taki sobie, 5-6 – dobry, 7-8 bardzo dobry, 9 – niemal doskonały, 10 – wybitny
Zapraszam do dyskusji. Każdy komentarz jest dla mnie nagrodą i wzbogaca recenzję. Jeśli chcesz być na bieżąco informowany o nowych wpisach, śledź mnie na Twitterze (polecam), ew. zasubskrybuj blog w WordPressie. Po opublikowaniu nowego wpisu, dostaniesz e-maila.
Dzięki za recenzję, jeden z moich ulubionych kremów. Ja posiadam jeszcze starą formułę, bardzo mnie korci by Ci ją podesłać.
Nie zgadzam się tylko co do oceny po goleniu(ale moim nr 1 jest Kent, a Ty przerobiłeś więcej towaru niż ja ;)). Resztę potwierdzam, zapach paskudny, piana świetna, golenie lux.
Prawdę powiedziawszy, mnie te wrażenia po goleniu w niewielkim stopniu obchodzą. Bo zobacz – miałyby one znaczenie, gdyby człowiek po goleniu nie używał wód, balsamów i kremów. Pomijając konieczność przygotowania recenzji i w związku z tym potrzeby oceny „post shave feel”, różnych wynalazków po goleniu używam zawsze. Zabijają one zarówno zapach jak i maskują ew. niedoskonałości pielęgnacyjne mydła. No dobrze, ale do rzeczy. Florena na mojej skórze zachowuje się przeciętnie, to znaczy nie wysusza i nie nawilża. Za to dostałaby 6/10. Mitchell’s Wool Fat, a więc i Kent sprawuje się znacznie lepiej – powtarzam, na mojej skórze. Dziś na warsztat poszło kolejne mydło – Queen Charlotte Fougère. To dopiero jest post shave feel! Skóra gładka, lśniąca, odzyskująca nawilżenie i na dodatek pięknie pachnąca. Gdyby taki zapach miała Florena, dostałaby 7-8 punktów. A tak, musi wypaść gorzej, no nie ma siły. Zapach Florenę zdecydowanie pogrąża. Po raz kolejny zastrzegam – zarówno odczucie właściwości pielęgnacyjnych, jak i zapach, to są bardzo subiektywne odczucia. Zupełnie inaczej jest w przypadku piany czy nawet właściwości golących.
Oczywiście masz tu rację. Po to wymyślono balsamy i kremy by z nich korzystać. Jednak z drugiej strony dobrze pamiętamy mydełko Omega które moją skórę np mocno wysuszało, co mi nie pasowało okrutnie.