Trudno jest recenzować legendę. Zapach, który bardzo dobrze znam od ponad trzydziestu dobrze mi się kojarzy. Dziwne, bo sam zapach zawsze mnie drażnił. Z ulgą zauważałem przejścia mojego taty na inne kosmetyki. Ojciec Warsa bardzo lubił i często do niego wracał. Z biegiem lat mój stosunek do tego zapachu się zmienił. Traktuję go obecnie jak zabytek klasy „0”. Czując go, przypominają mi się, wychodzący z łazienki, mój tata i dziadek. No i jak tu obiektywnie spojrzeć na Warsa? Nie da się.

Kosmetyki serii Wars, wprowadzono do produkcji w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej w 1974 roku. Byłem wtedy małym chłopcem, ale bardzo dobrze pamiętam te czasy. Kraj zaczął wychodzić z gomółkowskiej siermiężności. Rok wcześniej rodzice kupili nowiutkiego Fiata 125p w kolorze kości słoniowej, z brązową, skóropodobną tapicerką. Wiele dostępnych w sklepach towarów skażonych było socjalistyczną bylejakością, ale z drugiej strony, zaczęły się pojawiać  towary wyprodukowane w nowych fabrykach, na licencji zachodnich koncernów. Niektóre choć wyraźnie inspirowane zachodnimi oryginałami, zaprojektowane były w Polsce. Cieszyć się więc można było jeansami „Arizona”, produkowanymi w ZPO Odra. Czy były lepsze niż oryginalne Levisy? Oczywiście, że nie. Miały gorszy kolor i nie wycierały się tak ładnie. Ale za to były! Kolejny przykład to Polo Cocta. Nikt chyba nie powie, że była lepsza niż Coca Cola. Takie to były czasy, takie były misie na skalę naszych możliwości.

Reklama kosmetyków Wars, Tygodnik Stolica, 10.03.1974 r.
Reklama kosmetyków Wars, Tygodnik Stolica, 10.03.1974 r.

Najpewniej na jednym z wielu posiedzeń komitetu centralnego PZPR, podjęto decyzję o konieczności wprowadzenia do produkcji linii nowoczesnych polskich kosmetyków dla mężczyzn. W projekt zaangażowano najlepszych. Zlecenie na opracowanie graficzne kosmetyków męskich otrzymał Karol Śliwka, absolwent ASP, twórca genialnych znaków, takich jak PKO BP, Pollena Uroda, Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne, Wydawnictwa Naukowo-Techniczne.

Projekty znaków autorstwa Karola Śliwki
Projekty znaków autorstwa Karola Śliwki

Kompozycja zapachowa utworzona została przez sławę polskiego perfumiarstwa, panią  Magdalenę Chmielewską, o której pewnie warto byłoby napisać osobny artykuł.

Opakowania wykonane były na importowanych z zachodu, metalizowanych kartonach. Wars okazał się być wielkim sukcesem – zarówno w Polsce, jak i poza granicami kraju.

Opakowanie i postać
Produkt sprzedawany jest w metalowych tubkach zakręcanych plastikową zakrętką. Wolałbym jednak trochę większe, plastikowe tubki, ale bezwzględnie te oldskulowe opakowania też mają swój urok i zalety. Podoba mi się nowoczesny, klarowny projekt graficzny tubki. Masa netto wynosi 65 g. Krem ma klasyczną, miękką konsystencję i nie rozpływa się po wyciśnięciu. Barwa jest biała z jasno-perłowym, lekko opalizującym połyskiem.

Zapach
Aromat kosmetyków linii Wars to legenda PRL-u. Zapach Warsa jest jedyny w swoim rodzaju – intensywnie koloński, zimny, klarowny, odświeżający, z mocno wyczuwalnymi nutami cytrusowymi. Przyznam się, że nie lubię tego zapachu. Krem do golenia nie pachnie tak intensywnie jak woda kolońska, ale i tak po użyciu utrzymuje się jeszcze kilka godzin.

Skład
Składniki kremu do golenia Wars niewiele mają wspólnego z produktami naturalnymi.

Podstawą są zmydlone wodorotlenkami potasu i sodu kwas stearynowy oraz olej kokosowy.

Listę składników poza wodą uzupełniają sorbitol (humektant, działanie pielęgnacyjne).

Lista konserwantów i stabilizatorów jest długa. Składają się na nią: boran sodu, guma celulozowa (zagęstnik), metakrzemian sodu (szkło wodne – regulator kwasowości, inhibitor korozji i stabilizator), metylochloroizotiazolinon (konserwant) i metyloizotiazolinon (konserwant).

Na kompozycję zapachową składają się: nieokreślony aromat (parfum), ester benzylowy kwasu benzoesowego, ester benzylowy kwasu salicylowego, cytral, hydroksycytronellal, limonene, linalol.

Zwraca uwagę brak gliceryny.

Skład zgodnie z INCI: Dla przypomnienia skład Warsa: Aqua, Stearic Acid, Potassium Hydroxide, Cocos Nucifera (Coconut) Oil, Sorbitol, Sodium Hydroxide, Parfum, Sodium Borate, Cellulose Gum, Sodium Metasilicate, Benzyl Benzoate, Benzyl Salicylate, Citral, Hydroxycitronellal, Limonene, Linalool.

Piana
Pianę na pierwsze golenie ukręciłem z porcji ok. 1-gramowej, czyli 1 cm bieżącego wyciśniętego kremu. Jeszcze nigdy nie goliłem tak lichą i wodnistą pianą. Następnego dnia, spróbowałem z dwoma centymetrami. Było lepiej, ale piana nadal była taka sobie. Dopiero 3 centymetry pozwoliły na ukręcenie naprawdę solidnej, aksamitnej pierzynki. Jak już odnalazłem właściwą ilość kremu i odpowiednią proporcję wody, piana za każdym razem wychodziła bardzo dobra.
Wyrabiając pianę na twarzy miałem większe problemy. Jak się okazało, przyczyną była zbyt duża ilość wody. Po dokładniejszym niż zwykle strzepnięciu pędzla, z 3-centymetrowej kiełbaski kremu, dało się wyrobić dobrą pianę również bezpośrednio twarzy. Bez problemu wystarcza na trzy przejścia, a nawet ew. poprawki. Reasumując, Wars wymaga starannego dozowania wody, co powoduje, że raczej nie zaliczyłbym go do kremów i mydeł, z których łatwo robi się pianę.
Tak jak w większości mydeł, widać zależność pomiędzy poślizgiem, a ilością wody. Bardziej sucha piana ma mniejszy poślizg. W Warsie to dobrze widać.
Jedynie do czego miałem obiekcje, to brak wrażenia tłustości piany, jakie odnajdowałem w mydłach bazujących na zmydlonym łoju.

Wyrabianie piany z mydła Wars
Wyrabianie piany z mydła Wars

Golenie
Dobra, gęsta piana sprzyja komfortowemu goleniu. Poślizg jest dobry. Niestety, po zdjęciu piany powierzchnia skóry szybko wysycha, a poślizg dramatycznie spada. Nie da się więc bezkarnie jeździć po tych samych miejscach. Sama piana mając lekkie tendencje do wysychania, nie grzeszy trwałością, ale z drugiej strony i tak bez problemu wystarcza na przeprowadzenie golenia.

Po goleniu
Pewnie to sprawa indywidualna, ale na moją skórę Wars nie działa najlepiej. Po goleniu skóra dość szybko ulega przesuszeniu i zaczyna szeleścić. Na szczęście nie ma mowy o jakimkolwiek podrażnieniu, czy reakcjach alergicznych. Problemowi z wysuszaniem na szczęście łatwo zaradzić i po nałożeniu balsamu po goleniu, a później kremu, skóra dochodzi do stanu idealnego. Zapach jest całkiem trwały i można go wyczuć jeszcze przez kilka godzin.

Cena i dostępność
Krem Wars dostępny jest niemal w każdej drogerii, a nawet w wielu kioskach. To ogromna zaleta, bo nie trzeba wydawać pieniędzy na przesyłkę, a na dodatek produkt można kupić wtedy, kiedy jest potrzebny. Rzekoma niska cena, jest w dużym stopniu mitem i według mnie bierze się z niewielkiej ceny malutkiej tubki. Średnio na jedno golenie wyciska się 2,7-3,0 grama. Jedna 65-gramowa tubka, którą kupujemy za 3 zł, wystarcza więc na średnio 23 golenia. Wynika z tego, że jednorazowy koszt golenia kremem Wars wynosi 13 groszy. Dla porównania, włoskie mydło Figaro to to tylko 7 groszy dziennie, czyli prawie dwa razy mniej, a popularne w Polsce Proraso kosztuje mniej więcej tyle samo co Wars. Jak widać, cena Warsa jest dość niska, ale wcale nie rewelacyjna.

Podsumowanie i ocena
Trudni mi jednoznacznie ocenić Warsa. Z powodów sentymentalnych, golenie nim było fajnym przeżyciem. Jeśli jednak miałbym ten aspekt pominąć, właściwości użytkowe są w mojej ocenie przeciętne. Piana i poślizg są dobre, ale właściwości pielęgnacyjne raczej mizerne. Na szczęście wszyscy wiemy jak sobie z tym radzić. Ocenę zmniejsza całkowicie sztuczny skład.
Kluczem do satysfakcji z używania Warsa jest akceptacja zapachu. Czy warto go kupić? Bezwzględnie – przynajmniej jedną tubkę!

Moja ocena: 4/10
– łatwość wyrabiania piany: 6/10
– poślizg: 7/10
– trwałość piany: 6/10
– zapach: 2/10
– właściwości pielęgnacyjne: 2/10
– opłacalność: 6/10

Ten post ma 5 komentarzy

  1. Lewy

    Zapach tego kremu to nostalgia w czystym wydaniu. Moim zdaniem jest on męski aż do bólu. Niestety przez te wszystkie lata PRLu, gdy był ten kosmetyk jednym z tańszych i jednym z najlepiej dostępnych, używany był przez większość panów tamtego okresu. No i przylgnęła do niego etykietka zapachu „dziadkowego” lub zapachu pana w siatkowej koszulce na ramiączka :] Wielka to szkoda, bo kompozycja jest bardzo ciekawa i niepospolita. W zalewie dzisiejszych słodkości, wyróżnia się na wielki plus.
    Właściwości samego kremu nie są ani złe ani dobre. Krem jak wiele innych.
    Osobiście nie mam najmniejszych problemów z wyrobieniem z niego bardzo dobrej piany na twarzy. Jeśli chodzi o wyrabianie w miseczce, to faktycznie warto nałożyć tego kosmetyku nieco więcej.
    Jest to mój ulubiony krem, głównie właśnie za zapach.

    1. Mirosław Florek

      Niestety, dla mnie niewątpliwa nostalgia nie jest w stanie zneutralizować zapachu, który mi po prostu nie pasuje. Tak jak napisałem w recenzji, nie twierdzę, że to zły zapach.
      Kiedyś wracając z jakiejś dalekiej podróży, kupiłem na lotnisku cały zestaw Pasha de Cartier. Piękne flakony, no i zapach na lotnisku mi się podobał. Niestety, po powrocie do domu i użyciu okazało się, że nie jestem w stanie tego aromatu znieść. Dałem Tacie, który zachwycał się nim cały czas jak go używał. Dla mnie Wars jest nie do wytrzymania. W komunizmie był jeszcze jeden taki zapach – dezodorant Karol. Oczywiście zupełnie inna klasa, ale też nie do zniesienia kompozycja.

    1. Mirosław Florek

      No dobra. Dziś wróciłem. Przywiozłem parę rożnych kremów Fix-Modell. Pachną lepiej niż ten eukaliptusowy, ale nadal nie jest to Floris London. 🙂

      A co do meritum, to przyznaję Ci, Xardas, rację – to co napisałem może mylić. Masa centymetra bieżącego „kiełbaski” zależy nie tylko od średnicy otworu, ale i od sposobu wyciskania kremu. Poza tym, średnica wylotu może być większa lub mniejsza, w zależności od sposobu przebicia plomby. To była jedna z moich wcześniejszych recenzji i potem przestałem określać długość wyciskanego paska kremu, właśnie z powodu niskiej precyzji. Jedyny pewny sposób określenia zużycia, to zważenie. Można rownież użyć łyżeczki miarowej, ale jest to raczej mało praktyczne.

  2. fredek

    odpadają nakrętki od opakowania

Dodaj komentarz