Produkty firmy Mühle często są bohaterami recenzji ukazujących się na Geekhub. Nie ukrywam, że ta niemiecka firma należy do moich ulubionych producentów sprzętu do golenia. Szerzej opisałem ją przy okazji recenzowania zestawu Mühle Sophist.
Tradycyjne golenie rozpoczynałem właśnie od zestawu Mühle Sophist. Firma sprzedaje również kosmetyki. Wątpię, aby je sami produkowali, ale linia oznaczona młynem jest całkiem pokaźna. Na razie nic mnie jakoś szczególnie nie ujęło, choć z drugiej strony, żaden z testowanych produktów nie był wpadką. Ot takie solidne średniaki o wątłym zapachu.
Niedawno oferta została rozbudowana o kosmetyki organiczne, Mühle Organic, a więc wyprodukowane z wykorzystaniem składników, o udokumentowanym, organicznym pochodzeniu z poszanowaniem naturalnego środowiska. Producent wyeliminował testowanie kosmetyków na zwierzętach, zarówno podczas opracowywania receptury jak i w czasie produkcji. Linia Mühle Organic może być z powodzeniem używana przez wegan. Wspólna dla wszystkich kosmetyków jest delikatny, nieinwazyjny zapach. Jestem pewien, że w przypadku firmy Mühle, deklaracje te nie są jedynie czczymi słowami.
Zobaczmy jak będzie się spisywał balsamem po goleniu z organicznymi ambicjami.
Opakowanie i postać
Wszystkie jak dotąd testowane przeze mnie produkty Mühle były porządnie zapakowane, choć oczywiście klasa opakowania była skorelowana z ceną. Opakowanie recenzowanego balsamu nie odbiega od wysokich standardów Mühle. Estetyczne, tekturowe pudełko robi bardzo dobre wrażenie. Jak przystało na produkt organiczny, materiał wykonany jest z surowców wtórnych. Projekt jest oszczędny i naprawdę bardzo ładny. Aż chce się wziąć do ręki.
Wewnątrz kartoniku znajdujemy białą, plastikową tubę, zamkniętą plastikowym, mlecznym kapturkiem. Na każdym kroku widać dbałość o szczegóły, nawet takie, jak ładny nadruk na wewnętrznej stronie opakowania. No i jak tu nie lubić Mühle?
Biała plastikowa tuba z pompką nie może być szczytem szykowności…, chyba że projekt wyszedł z biura projektowego Mühle. Równolegle testuję balsamy Wickham, które zapakowane są podobnie. Tyle tylko, że angielski producent nie postarał się za bardzo, żeby jego produkt wyglądał na profesjonalny. Za to tubę recenzowanego balsamu przyjemnie bierze się w ręce.
Pompka to wygodny aplikator balsamu, choć wiadomo, że zawsze na dnie tuby trochę go zostanie. Aplikator działa bez zarzutu i umożliwia precyzyjne odmierzenie pożądanej porcji.
Skład
Jeden rzut oka na skład wystarczy, by być pewnym, że receptura nie odbiega od naturalnego profilu marketingowego recenzowanego kosmetyku. Podstawą składu jest olej sojowy (emolient tłusty), alkohol etylowy i gliceryna.
Dalej mamy wyciągi roślinne i substancje o działaniu pielęgnacyjnym: wyciąg z aloesu, wyciąg z oczaru wirginijskiego, olej arganowy, wyciąg z kwiatów nagietka, wyciąg z liści jeżówki wąskolistnej (wzmacnia odporność na infekcje bakteryjne i wirusowe), sterole sojowe (emollient, działanie kondycjonujące i zmiękczające), alfa-bisabolol (działanie antyseptyczne, łagodzące), ekstrakt z rozmarynu (działanie ściągające i pobudzające, wygładza skórę), stearynian sacharozy (emulgator, zmiękcza i odżywia skórę), galaktoarabinian (działanie pielęgnacyjne, przeciwzmarszczkowe) i mentol (uczucie chłodu, zmniejsza podrażnienia, aromat miętowy).
Lista substancji stabilizujących i konserwujących może być wzorem do naśladowania dla wielu producentów. Znajdziemy tu: mieszanina alkoholu cetylowego i stearylowego (emolient, zagęstnik), stearynian glicerolu (emulgator), cytrynian stearynianu gliceryny (emulgator), witamina E (antyoksydant), guma ksantanowa (zagęstnik).
Na kompozycję zapachową składają się: mieszanina substancji aromatycznych o nieujawnionym składzie (Parfum) oraz limonen (skórka cytrynowa) i linalol (konwalia).
Skład zgodnie z INCI: Aqua (Water), Glycine Soja (Soybean) Oil*, Alcohol, Glycerin, Aloe Barbadensis Leaf Juice*, Hamamelis Virginiana (Witch Hazel) Leaf Water*, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate Citrate, Argania Spinosa (Argan) Kernel Oil*, Calendula Officinalis Flower Extract*, Echinacea Angustifolia (Coneflower) Leaf Extract*, Glycine Soja (Soybean) Sterols, Tocopherol, Bisabolol, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Extract*, Sucrose Stearate, Galactoarabinan, Xanthan Gum, Parfum (Fragrance)**, Menthol**, Limonene**, Linalool**
*Ingredients from biologically regulated cultivation **natural essential oils
Zapach
Demon aromatycznej mocy to z tego balsamu nie jest. Kosmetyk pachnie ładnie i naturalnie, ale to zdecydowanie delikatny aromat. Zanim spojrzałem na skład, wyczuwałem rumianek. Teraz zastanawiam się, czy to może nagietek tak pachnie. W każdym razie nie znajdziemy tu kompozycji jak z perfumerii. Są za to delikatne zioła i naturalne, polne kwiaty. Dla mnie ważne, że balsam nie pachnie jak klasyczny krem do twarzy. Aromat jest znacznie lżejszy i po prostu miły, kompletnie nieinwazyjny.
Przygotowując niniejszą recenzję, zajrzałem na stronę producenta, aby poznać jego wyobrażenie swojego dzieła. Jakież było moje zdziwienie, gdy wyczytałem, że tej morskiej, zielonej, kwiatowej kompozycji wyszczególniona została cała piramida zapachowa. Linię głowy ponoć tworzą: kardamon i elemi (żywica kanarecznika). Linię serca budują: róża, gruszka i mięta, a zieloną bazę stanowią: cyprys i wetiweria. Jaka szkoda, że ja o tych wszystkich dobrach nie wiedziałem, gdy opisywałem zapach. Mógłbym się wtedy rozpisać jak audiofil roztaczający wizję aksamitnego brzmienia interkonektu.
Moja ocena zapachu to 6/10. Mogłoby być lepiej, ale i tak nie jest źle.
Działanie
Po aplikacji preparatu nie czuć pieczenia, choć w składzie alkohol jest zawarty. Po pewnym czasie pojawia się delikatne działanie mentolu. Nie jestem jakimś wielkim fanem chłodzenia, ale w oczekiwałbym odrobinę wyraźniejszego chłodzenia. Balsam jest z typu tłustych, więc natychmiast po aplikacji skóra odzyskuje sprężystość i nawilżenie. To że jest to ty tłusty, nie musi oznaczać, że skóra zacznie się nieładnie świecić, bo wszystko zależy od naniesionej ilości. Jeśli przeholujemy, faktycznie będziemy mieli kłopot, bo aż do wieczora nadmiar emolientów nie zostanie wchłonięty. W moim przypadku optimum to 0,7-0,8 g. Powyżej 1 g pojawia się świecenie. To samo, zresztą, obserwowałem w przypadku niewłaściwego użycia balsamu Saponificio Varesino.
Po tygodniu używania balsamu nie zauważyłem jakichkowiek niepożądanych efektów. Nie nabawiłem się zaskórników i pomimo pełni sezonu grzewczego, rano, po obudzeniu się, nie miałem wrażenia wysuszenia skóry. Wniosek z tego, że w moim przypadku regularne stosowanie recenzowanego balsamu daje efekt podobny jak krem do twarzy.
Dostępność i cena
Balsam można nabyć np. w Facetarii. Tuba o pojemności 100 ml kosztuje 97 zł. http://facetaria.pl/muhle-muhle-organic-balsam-goleniu-100ml-p-1239.html Zakładając wydajność na poziomie 0,8 g, koszt jednej aplikacji wynosi 0,78 zł.
Podsumowanie i ocena
Jeśli chodzi o zapach, to nie ukrywam, że czuję niedosyt. Lubię gdy kosmetyki po goleniu mają zdecydowany zapach, choć oczywiście może to być problem w przypadku jednoczesnej aplikacji perfum. Z drugiej strony, może właśnie taki był zamysł producenta, aby zrobić balsam o jak najmniejszym działaniu uczulającym?
Poza zapachem nie mam się jednak do czego przyczepić. Kosmetyk jest elegancko zapakowany i ma obszerną listę składników o dobroczynnym działaniu na skórę. Aloes, oczar wirginijski, olej arganowy i wyciąg z nagietka to tylko kilka z nich. Na mojej twarzy recenzowany balsam sprawdził się znakomicie. Pomimo dużej zawartości substancji odżywczych i emolientów, nie zatykał porów, a skóra była wypielęgnowana jak nigdy. Zimą to preparat o wymarzonych właściwościach.
Wiem, że ocena 8/10 dla wielu będzie niesprawiedliwie niska. No cóż, taki jest mój odbiór. Osoby odkładające zapach na dalszy plan, bez problemu przyznają najwyższą notę. Czy polecam? Pomimo wysokiej ceny, produkt zdecydowanie wart jest uwagi.
Ocena ogólna: 8/10 (bardzo dobry produkt)
- wygląd flakonu: 8/10,
- atrakcyjność zapachu: 6/10
- trwałość zapachu: 2/10
- działanie antyseptyczne: 4/10
- działanie łagodzące i tonizujące: 9/10
- działanie nawilżające: 10/10
- działanie natłuszczające: 6/10
- opłacalność: 6/10
- cena użycia: 0,78 zł
Wszystkie recenzje balsamów po goleniu zamieszczone są w jednym miejscu w serwisie geekhub.pl.
Ocena ogólna nie uwzględnia opłacalności, ani nie jest średnią poszczególnych ocen.
Punktacja: 1 – tragiczny, 2 – słaby, 3-4 – taki sobie, 5-6 – dobry, 7-8 bardzo dobry, 9 – niemal doskonały, 10 – wybitny
Zapraszam do dyskusji. Każdy komentarz jest dla mnie nagrodą i wzbogaca recenzję. Jeśli chcesz być na bieżąco informowany o nowych wpisach, śledź mnie na Twitterze (polecam), ew. zasubskrybuj blog w WordPressie. Po opublikowaniu nowego wpisu, dostaniesz e-maila.
Pewnie zauważyłeś już reklamy. Wpływy z nich jak na razie pozwalają na pokrycie drobnego procenta kosztów. Wiem, że ogłoszenia są trochę uciążliwe, ale dzięki nim mam choć trochę wrażenia, że nie pracuję zupełnie za darmo. Jeśli zauważysz w ogłoszeniach coś ciekawego, kliknij – serwis na tym skorzysta. Jeśli korzystasz z AdBlocka, proszę dodaj geekhub do listy wyjątków. Dziękuję.
Miałem kiedyś balsam Aloesowy od Muhle, nie przypadł mi aż tak bardzo do gustu jak Mirkowi. Niby działał dobrze, ale czegoś mu brakowało. Nie był na tyle świetny żebym wydał na niego 100zł.
Obecnie używam między innymi Natura Siberica: Yak and Yeti – skład świetny, właściwości moim zdaniem bardzo dobre, a i cena bardziej zachęca do zakupu.
Emil, to są dwa różne produkty – podobne, ale nie identyczne. Ja również kiedyś miałem balsam Muhle i mi on się podobał. Po prostu bardzo dobry balsam aloesowy. Czy można kupić taniej balsam o podobnych właściwościach? Jasne, że tak. Tak samo jak można kupić maszynkę do golenia golącą lepiej niż R89 za połowę ceny. Mam wrażenie, że ogólnie my Polacy mamy tendencje do optymalizacji zakupów. Nie wiem ilu dobrze zarabiającym fachowcom np. we Francji przyszłoby do głowy kupić takiego X-Bolta w Lidlu jako zamiennik Boss Bottled. Myślę, że niewielu. A z innej beczki, moja żona od czasu do czasu używa bardzo drogich kosmetyków pielęgnacyjnych. Mam na myśli bardzo drogie, powyżej kremu Lancome. Wiele razy pytałem, czy jest różnica w stosunku do kremu AA. Słyszę w odpowiedzi, że jest ogromna. Przyduszona odpowiada, że lepiej się rozsmarowuje. No ale cóż, stać ją, lepiej się czuje, gdy na poleca stoi krem za kilka dużych setek, to zakup jest usprawiedliwiony. Według mnie efekt jest trudny do zmierzenia. Tak samo w tych balsamach po goleniu. Nivea też mi pasuje, ale wolę Muhle. 🙂 Czy czterokrotna różnica w cenie przekłada się 1:1 na walory użytkowe? Nie.
Oczywiście że masz rację, ale ja dalej będę się upierał przy swoim, w porównaniu do kilku kosmetyków owszem Muhle wygrywa z nimi bez żadnego problemu. Niestety w porównaniu z kilkoma dużo tańszymi przegrywa. Kwestia gustu 😉
A mógłbyś mi dać jakieś konkretne przykłady? Chętnie je kupię i przetestuję. Sam używam ekstraktu aloesowego w swoich wodach i balsamach po goleniu, ale czegoś, co choćby nawiązywałoby poziomem do recenzowanego kosmetyku nie udało mi się zrobić. Według mnie, potrzeba do tego dużo więcej wiedzy i doświadczenia, niż do ukręcenia w domu kremu.
Jak pisałem, pierwszy to Yak and Yeti od Natura Siberica, drugi to After Shave balsam od Eco Laboratorie.
Pierwsze lepsze linki:
YaY -> https://www.siberica.com.pl/pl/natura-siberica/651-chlodzacy-zel-po-goleniu-yak-i-yeti-150ml-4744183013780.html
NE -> http://allegro.pl/ecolab-olive-karite-man-krem-po-goleniu-50ml-i6263456123.html?utm_source=ceneo&utm_medium=feed_retail&utm_campaign=polecane
Jak Ci się nie śpieszy to oba mam i jak będę w Twoich okolicach to bym Ci podrzucił