Oj długo przeleżał u mnie na półce w łazience ten sztyft, zanim trafił do Evernote’a, a później do recenzji na GeekHubie. Pewnie czekałby jeszcze dłużej, gdyby Tomek nie zbeształ mnie za ostatnie recenzje drogich i trudno dostępnych mydeł. Ponieważ liczę się ze zdaniem redaktora Karlińskiego, raz, dwa wziąłem się do roboty i zgodnie z jego sugestią zająłem się produktem budżetowym.
Na temat firmy Palmolive napisałem więcej w recenzji kremu do golenia Palmolive Classic Shave Cream with Palm Extract.
Sztyft Palmolive produkowany jest w Niemczech i choć sprzedawany jest w wielu europejskich krajach, nie znajdziemy go w oficjalnej sieci dystrybucyjnej w Polsce.
Opakowanie i postać
Produkt sprzedawany jest w formie małego sztyftu, zawiniętego w folię aluminiową, na który nasadzona jest plastikowa podstawka. Sztyft umieszczony jest w kartonowym pudełku. Po produkcie, który można kupić za kilka złotych, nie spodziewałem się, że będzie elegancko zapakowany, ale chętnie zapłaciłbym złotówkę więcej, gdyby sztyft zabezpieczony był plastikową nakładką, utrudniającą ulatnianie się zapachu i wysychanie. Poza tym, taka nakładka świetnie zabezpieczałaby sztyft podczas ewentualnej podróży. Mydło jest dość twarde, ale w miarę prosto daje się rozsmarować na twarzy. Jeśli z jakichś powodów nie odpowiada nam aplikacja sztyftu wprost na twarzy, nadaje się on do przetopienia w kuchence mikrofalowej.
Skład
Lista składników jest co prawda krótsza niż przemówienie Fidela Castro, ale i tak receptury z pewnością nie można zaliczyć do minimalistycznych.
Skład oparty jest na zmydlonymi zasadą potasową i sodową: kwasem stearynowym, łoju i oleju kokosowym.
Skład uzupełniają: gliceryna, olej z oliwek, olej z olejowca gwinejskiego, wodorotlenek potasu i wodorotlenek sodu (najpewniej jako regulatory kwasowości).
Sztyft stabilizują i konserwują: butylohydroksytoluen (BHT) oraz dwa sekwestranty – sól tetrasodowa kwasu wersenowego i sól tetrasodowa kwasu etidronowego.
Za zapach odpowiadają: kompozycja zapachowa (Parfum), lilial, cytronelol, eugenol, lyral, limonen i linalol.
Seledynową barwę zapewniają: CI 11680, CI 74260, CI 12490, CI 77891.
Ogólnie skład nie wygląda źle. Nie ma w nim syntetycznych detergentów oraz kontrowersyjnych konserwantów. Skład oparty na stearynianie potasu dobrze wróży, jeśli idzie o zdolność do produkowania dobrej, gęstej i kremowej piany.
Skład zgodnie z INCI: Potassium Stearate, Sodium Stearate, Potassium Tallowate, Potassium Cocoate, Aqua, Sodium Tallowate, Sodium Cocoate, Glycerin, Parfum, Olea Europaea Oil, Elaeis Guineensis Oil, Potassium Hydroxide, BHT, Tetrasodium EDTA, Tetrasodium Etidronate, Sodium Hydroxide, Butylphenyl Methylporpional, Citronellol, Eugenol, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, Limonene, Linalool, CI 11680, CI 74260, CI 12490, CI 77891.
Zapach
Mając wcześniej do czynienia z innym budżetowym sztyftem do golenia – Arko, w przypadku Palmolive spodziewałem się równie taniego zapachu. Spotkało mnie miłe zaskoczenie. Co prawda recenzowany sztyft nie pachnie (oczywiście!) wytwornie, ale to czysty, rześki, klasyczny zapach, z mocno wyczuwalną linią kolońską, wzbogaconą na szczęście dla mnie, bogatą frakcją roślinną. Zapach jest mocno wyczuwalny, ale nie napastliwy, jak miało to miejsce w przypadku Arko. Jak dla mnie, zapach sztyftu Palmolive to jego mocna strona.
Wyrabianie piany
Tu spotkało mnie kolejne miłe zaskoczenie. Sztyftu używałem zgodnie z intencją producenta, a więc pocierając nim wilgotną twarz. Okazało się, że wystarczyło zaledwie 0,6 grama, aby otrzymać bardzo dużo, świetnej jakości piany, z nawiązką wystarczającą na trzy rozrzutne przejścia. Z wyrobieniem piany nie ma najmniejszych kłopotów. Po minucie kręcenia pędzlem po twarzy otrzymujemy bardzo solidną gęstą pierzynkę, która nie ma najmniejszych pomysłów, aby zniknąć.
Golenie
Genialna, kremowa piana dobrze wróżyła. Okazało się, że przeczucia nie zawiodły mnie. Piana daje bardzo dobrą ochronę i całkowicie akceptowalny poślizg. No dobrze – nie jest wybitny i po zgarnięciu piany radykalnie słabnie, ale jeśli golenie przeprowadzamy zgodnie ze sztuką i szaleńczo nie jeździmy po tych samych miejscach, naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Zarost zmiękczany jest przeciętnie, ale w moim przypadku nie jest to tak bardzo istotne, bo przed każdym goleniem i tak biorę prysznic. Efekt to świetne, dokładne golenie, bez najmniejszego uszczerbku dla naskórka.
Po goleniu
Właściwości pielęgnacyjne to chyba jedyny obszar, do którego mógłbym mieć zastrzeżenia. Mógłby, ale nie mam, bo dla mnie właściwości pielęgnacyjne mydła do golenia nie są specjalnie istotne. Po goleniu dużo efektywniej działają specjalizowane kosmetyki. Niemniej dla celów przygotowania recenzji, jak zwykle wstrzymałem się z nałożeniem Mirxtury. Skóra była trochę wysuszona, ale nie domagała się krzykiem o nawilżenie. Na szczęście, nie zauważyłem jakichkolwiek podrażnień czy uczuleń.
Cena i dostępność
Sztyft nie jest dostępny w polskich sklepach detalicznych. Za naszą zachodnią granicą można go kupić już za 0,75 €. Niekiedy sztyft dostępny jest na bazarkach lub w sklepach z chemią niemiecką. Najniższa cena za jaką go widziałem to 5 zł. Przyjmując taką cenę zakupu oraz średnie zużycie na poziomie 0,6 g, otrzymujemy cenę jednego trójprzejściowego golenia w wysokości 0,06 zł.
Podsumowanie i ocena
Sztyft Palmolive Classic Shave Stick with Palm Extract to genialny produkt w swej klasie cenowej. Za śmieszne pieniądze możemy ogolić się w naprawdę komfortowych warunkach – z niezłym poślizgiem, dobrą ochroną i całkiem przyjemnej aurze męskiego, świeżego aromatu. Co prawda sztyft Arko jest trochę tańszy od Palmolive, ale w mojej ocenie, niemiecki produkt dużo lepiej pachnie, a efektywność golenia zapewnia na podobnym poziomie. Sztyft do golenia Palmolive to świetny zakup dla liczącego każdy grosz studenta. Zdecydowanie polecam.
Moja ocena: 5/10 (dobry produkt)
- zapach (atrakcyjność, intensywność i trwałość): 5/10,
- właściwości piany (łatwość wyrabiania, trwałość i inne właściwości piany): 8/10,
- efektywność golenia (poślizg, zmiękczanie zarostu, dokładność itp.): 7/10,
- właściwości pielęgnacyjne: 5/10,
- opłacalność: 10/10.
Ocena ogólna nie uwzględnia opłacalności, ani nie jest średnią poszczególnych ocen.
Punktacja: 1 – tragiczny, 2 – słaby, 3-4 – taki sobie, 5-6 – dobry, 7-8 bardzo dobry, 9 – niemal doskonały, 10 – wybitny
Zapraszam do dyskusji. Każdy komentarz jest dla mnie nagrodą. chcesz być na bieżąco informowany o nowych wpisach, śledź mnie na Twitterze (polecam), ew. zasubskrybuj blog w WordPressie. Po opublikowaniu nowego wpisu, dostaniesz e-maila.
Mirku ze zbesztaniem mocno przesadziłeś, ale cieszę się, że przedstawiłeś recenzję produktu który znam. Oceniam go w podobny sposób. Za właściwości piany najprawdopodobniej przyznałbym jeden punkt więcej oraz moja ocena ogólna to 6/10 pkt. Dziękuję za recenzję.
Recenzja jak zawsze świetna 🙂
I przy okazji trochę mnie olśniła. Że muszę w swoich recenzjach wiele poprawić – głównie jeśli chodzi o sposób finalnej oceny.
Trochę się tu zdziwiłem przy ocenie – skład – dobry, zapach – mocna strona, łatwe wyrabianie piany, dobra amortyzacja i poślizg, co prawda słabe właściwości „po” ale za to świetna cena. Takie mydło w mojej opinii dostałoby co najmniej 7 a być może i 8.
No i właśnie tu jest chyba pies pogrzebany – za mało przetestowałem produktów najwyższej klasy, żeby mieć dobrą rozciągłość skali.
Chyba za dużą stosuję rozpiętość w kategorii budżetowej, przez co prawdopodobnie, więszkość produktów luksusowych będzie się mieściła tylko w 9 i 10.
Dzięki temu – stwierdzam kategorycznie – czas na produkty z górnej półki i trochę dłuższe testy.
Prawdopodobnie poprzednie recenzje będą później wymagały korekty ocen – ale to chyba nieuniknione na starcie.
O tym pisał kiedyś Mantic59 z serwisu Sharpoligist. Ja z tym też mam spory kłopot. Bardzo dużo produktów naprawdę świetnie robi swoją robotę – są łatwe w użyciu, dają bardzo dobry poślizg i zapewnają wystarczającą ochronę. Ile im dać? Każdemu 10? Na B&B pełno jest takich ocen. To według mnie bez sensu. Po to mamy skalę 10-stopniową, aby cała była zajęta. Pierwsza rzecz, która najbardziej wyróżnia produkty luksusowe, to zapach. Ani rzemieślnicy, ani supermarketowe specyfiki nie mają tu większych szans. Musieliby zatrudniać perfumiarza i albo ich na to nie stać, albo im się nie opłaca. Jeżeli produkt po prostu dobrze pachnie, to choćby wszystko inne miał 10/10, u mnie nie dostanie więcej niż 8. Powtarzam — u mnie, bo oceniam wedle własnych preferencji. Bardzo pomaga stworzenie sobie na początku punktu odniesienia — takiego średniaka, czyli 5,5 na mojej skali. Dla mnie jest nim Proraso – białe ma 6, a zielone 5. Jak powiadam — to założenie wstępne. Oceniając sztyft Palmolive, zadaję sobie na koniec pytanie, czy zamiast niego wziąłbym białe lub czerwone Proraso. No i dla mnie to jednak odrobinę lepsze kosmetyki — zarówno pod względem zapachu jak i opakowania. Każdy z nas jest inny i każdy inaczej na takie pytania odpowiada. Nigdy nie miałem ambicji stworzenia jednego, najlepszego rankingu. To mój ranking, ze wszystkimi moimi ułomnościami.
Bardzo się cieszę, że chyba po blisko roku jak dałem Ci ten sztyft wreszcie go przetestowałeś 🙂 Ja oceniam ten produkt podobnie jak Karlin i uważam, że to jest jeden z najlepszych sztyftów jakie używałem. Użyty w tyglu też spisuje się doskonale.
Rafał, jeszcze raz dziękuję za ten sztyft. Bardzo fajny produkt. Lepiej mi przypasował niż Arko. Od Ciebie mam jeszcze sztyft Wilkinsona i La Toja. Co prawda lubię nabierać mydło z tygla, ale przyznam, że ta szminka też wcale nie jest zła. W końcu przekonałem się. Ważne jest, aby wyczuć właściwą ilość produktu. Na początku (2 dni) używałem wagi. Następnego dnia, już po nasmarowaniu się, kontrolnie zważyłem ubytek masy sztyftu i okazało się, że wziąłem 0,7 g. Wygląda na to, że można wyczuć.
A tak na marginesie, w Pasteur Pharmacy ten sztyft kosztował jakieś $4. Rozmawiałem z Leonem (właściciel) i wyglądało na to, że mocno go wkurzało, że produkt amerykańskiej firmy trzeba za takie pieniądze sprowadzać z Europy.
Palmolive też dużo wyżej cenię od Arko. Dam CI LaToja w sztyfcie, żebyś mógł porządnie ocenić i opakowanie i ergonomię, a nie tylko samo mydło.
Ale co w Arko tak dużo wyżej cenisz? Z pewnością zapach, ale co jeszcze?
Wiesz Rafał, że jesteś(my) w mniejszości?
Do tej pory jeśli chodzi o sztyfty, mam doświadczenie tylko z ARKO. Pierwsze golenie z zastosowaniem owego sztyftu nie wspominałem przyjemnie. Rozchodzi się o technikę użycia sztyftów. Zwilżonym sztyftem jeździłem po twarzy. Procedura powtórzona przed każdym, przejściem (było ich standardowo – 3). Efekt, mega podrażnienia, szczególnie w okolicach ust. Początkowo myślałem, że jestem uczulony na jeden z składników przedmiotowego mydła. Postanowiłem zbadać ten temat i ugniotłem sztyft w tygielku. Następne golenia polegały na kręceniu piany w naczynku. Podrażnienia nie pojawiały się. Jaki z tego wniosek?
Trzeba uważać na technikę używania mydlanych sztyftów. Mnie pocieranie sztyftem o twarz podrażniało (czerwone plamy na twarzy zniknęły po kilku dniach!). Z podobnymi opiniami spotykałem się na rodzimym forum. Bezpieczniej jest więc przekładać te sztyfty do tygli.
Na koniec można zaapelować tylko do Colgate – Palmolive Company, aby nie traktowali wg innych standardów Polski i wprowadzili do naszej dystrybucji zarówno sztyft, jak i krem do golenia Palmolive zielony w 100 ml tubce, gdyż popyt na te produkty u nas jest wysoki. Podejście zupełnie niezrozumiałe.
Xardas, napisałem maila, więc jak będziesz chciał, mogę Ci ten sztyft Palmolive podesłać do przetestowania. Produkt wart uwagi. Zgadzam się w pełni z kolegami.
Gdybym miał ten produkt normalnie używać, a nie testować, zdecydowanie bym go starł do tygielka. Widziałem filmik Rafffa na brzytwie. Jemu sztyfty pasują.
A co do apelu. Wiesz pewnie jak dużo w niemieckich drogeriach jest produktów do tradycyjnego golenia. To nie jest przypadek. Tam jest popyt. W Polsce za mało takich rzeczy się sprzedaje. Rozmawiam na ten temat często i naprawdę osoby używające mydła lub kremu oraz pędzla należą do wyjątków. Pomijając zwerbowanych przeze mnie, znam dwóch takich panów.
Mirku, skoro w recenzjach zboczyłeś na tor ekonomiczny, to może jest szansa na powstanie profesjonalnej recenzji Twego autorstwa mydła Barbus?
Cześć! Fajnie, że jesteś!
Profesjonalnej recenzji?! 🙂 Tego Barbusa oczywiście wypróbuję. Z drugiej strony mam pytanie, czy warto tracić swoje krótkie życie na dobre, choć przeciętne mydła. Satysfakcjonująco i naprawdę nieźle, to ja mam z piankami i nożykami systemowymi. Zabierając się za tradycyjne golenie, liczyłem na coś więcej – eleganckie narzędzie, luksusowy zapach mydła i nietuzinkowy płynu po goleniu. Za równowartość paczki papierosów, czy dużej kawy w Costa Coffee, można kupić sandałowego Haslingera SPA, który zapewni przyjemne golenie przez trzy miesiące. Naprawdę w tej sytuacji warto zajmować się Barbusem? 🙂
Odpowiadam: Spróbuję, ale do końca przekonany nie jestem, czy zrobiłbym to, gdybym nie postawił sobie za cel przetestowania co ważniejszych mydeł do golenia.
Mirku, doskonale rozumiem Twoją logikę. Te same pytania czasem sam sobie zadaję. Ale zasadniczo wydaje mi się, że powinieneś pisać również o produktach budżetowych/masowych. Wszak to zapewne minimum 80% rynku. Większość ludzi nigdy nie sięgnie po Catie’s Bubbles (piękna recenzja) a o produktach za 5-25 zł chętnie by poczytała, by poszukać optymalnego rozwiązania. Czyli takie misyjne podejście do Twojej roli 🙂
Zatem cieszę się z deklaracji odnośnie recenzji Barbusa.
Pytanie moje jednak nie wynikało z chęci poznania mydła na podstawie recenzji, lecz z potrzeby porównania recenzji z moimi odczuciami w zakresie tego mydła. Ciekaw jestem, jak ocenisz to mydło na tle mydeł Proraso, kremu Figaro czy też Cella.
Laki_Luk: Na mnie recenzje Mirka działają w taki sposób, że po przeczytaniu mam dużą ochotę na własnej skórze przetestować produkt. Pewne produkty nazywamy luksusowymi, lecz tu muszę zgodzić się z opinią kolegi Kowjack, że mydło, które kosztuje 100 zł i wystarcza na 5 miesięcy nie jest produktem elitarnym. Zarówno ja jak i Mirek chcielibyśmy przekonać facetów do używania najlepszych mydeł i kremów do golenia. „Podaruj sobie odrobinę luksusu” – ten slogan nie powinien być zarezerwowany dla produktów kosmetycznych dla kobiet.
Mirka recenzje przypominają mi trochę filmy Wojciecha Cejrowskiego. Ale uważam, że poza przybliżaniem nam produktów wyjątkowych (czasem niemal niedostępnych dla przeciętnego użytkownika maszynki do golenia), warto by pełniły też rolę encyklopedyczną.
Ja też chcąc poznać czyjś sposób recenzowania, sprawdzam produkty, których sam używałem. Widzę, czy człowiek zawyża, czy zaniża, oraz w którym kierunku to robi. Dlatego recenzje tych popularnych produktów są bardzo potrzebne i jest to dla mnie jasne. Człowiek „zwabiony” recenzją Barbusa być może zerknie również na inne recenzje i dojdzie do wniosku, że może warto spróbować.
Zupełnie inna sprawa, do czego w głównej mierze odniosłem się w swym komentarzu, to właśnie sens kupowania tych bardzo, ale to bardzo tanich wyrobów. Podam taki przykład z innej beczki. Nie jadam zbyt dużo słodyczy, bo pilnuję prawidłowej wagi. Jeśli więc dochodzę z żoną do wniosku, że mamy ochotę na coś słodkiego, to kupujemy w miarę możliwości najlepsze rzeczy. Na te średnie (również smaczne) po prostu szkoda nam kalorii. 🙂 Jeżeli do kolacji zjadam dwa plasterki szynki, to również szkoda mi jeść „byle co”.
No i zobacz… Masz takiego Polaka-szaraka, który bez problemu kupuje do golenia piankę z puszki. Za jedno golenie płaci 18 groszy i wszystko jest dobrze, bo to przecież pianka za 10 zł. Jeśli jednak widzi, że może się taniej ogolić Liderem (0,08 zł), to już nie kupi wspomnianego wcześniej Haslingera (0,22 zł), który kosztuje tyle co pianka, ale będzie żyłował odbierając sobie nawet tę odrobinę przyjemności.
Jest jeszcze jedno pytanie, na które warto sobie odpowiedzieć. Dla kogo my tego geekhuba robimy? Według mnie, raczej dla hobbisty i dla pasjonata, niż dla Polaka-szaraka. Hobbysta i pasjonat będzie mierzył znacznie wyżej, niż w Barbusa. Mam nadzieję, że się nie mylę.
Ciekawa dyskusja mogłaby się tu wywiązać. Ale szczerze mówiąc doskonale Cię rozumiem i tak naprawdę mój punkt widzenia jest dosyć spójny z tym, co piszesz.
Geekhub może (a może wręcz powinien) być elitarny. Ale recenzje produktów masowych niekoniecznie muszą tę elitarność naruszyć. Czasem budując kontrast (bo dobry szampan jest dobry w opozycji do średniego wina)… a czasem może wyszukując wyjątkowe produkty na półkach supermarketów… a chyba muszę zdradzić, że wczoraj tak właśnie odebrałem Barbusa (mimo że wcześniej wydawał mi się bardzo przeciętny)… i stąd zrodziła się moja prośba o recenzję.
No to teraz mnie zaciekawiłeś. W takim razie przyspieszę poszukiwania tego czeskiego Dom Perignon.
Barbus ma coś w sobie. Dałem dwóm osobom i obie bardzo zadowolone. Mnie średnio odpowiada proszkowo mydlany zapach, ale pod względem „warsztatu” goleniowego to bardzo porządne mydło. W PL kosztuje ok 15zł, ale w Czechach już tylko ok 10zł co daje naprawdę dobrą relację ceny do jakości.
Rafifafi, mnie do niedawna właśnie zapach zniechęcał do tego mydła. Ale kolejne podejście spowodowało, że zapach odebrałem inaczej… może się musiał trochę utlenić? 🙂
Mirku, Dom Perignon to z pewnością nie jest, ale może takie średnie Cava?
Ale zamiast wyprzedzającej dyskusji wolałbym przeczytać Twoją recenzję 🙂
Dostałem przesyłkę z Barbusem. Myślałem (nie wiem czemu), że zapach będzie bolesny, a tu niespodzianka. Aromat jest bezpłciowy, świeży i całkiem przyjemny. W każdym razie znacznie lepszy niż w chemicznym Arko. Zobaczymy jak będzie produkt sprawdzał się w goleniu.
Dzięki, Laki_Luk!
Cała przyjemność po mojej stronie 🙂
Bolesny zapach? No bez przesady. Moim zdaniem to naprawdę nie jest kandydat na jeden punkt oceny w recenzji.
Ja tak wysoko właściwości piany Palmolive bym nie ocenił. Uważam ja za mało śliską. Porównując choćby do sztyftu LaToya to jednak mu brakuje jakości. Zapach natomiast, określiłbym jako typowo niemiecki. Jak w mydle Wilkinson. Nie za mocny, rześki i mocno chemiczny 😉
Nadal jednak zachodzę w głowę, jak można takiego sztyftu używać? Po namydleniu twarzy, sztyft jest śliski i oblepiony pianą. Nawet po spłukaniu wodą nie odstawiłbym takiego „maślaka” na półkę. Taki sposób mydlenia budzi we mnie jakiś wewnętrzny sprzeciw. Zawsze ścieram sztyft do kubeczka i używam go jak standardowego twardego mydła wyrabiając pianę bezpośrednio na nim.
Dziekuje za recenzje, wysoko oceniles ten sztyft. Nie przepadam za produktami Palmolive do golenia. Mialem krem oraz sztyft. Krem mnie uczulal, chyba jako jedyny z calej gamy produktow do golenia jakie dane mi bylo uzywac. Wspomniany wczesniej La Toja w sztyfcie bije na glowe produkt Palmolive, moim zdaniem oczywiscie.Ja moge tez polecic sztyft Tabac za rewelacyjne wlasciwosci, wiem jednak, ze zapach nie wszystkim odpowiada. Uzywam sztyftow podczas moich wyjazdow i jestem bardzo zadowolony, moim zdaniem sa poreczniejsze niz wszelkie tubki z kremami.
Niestety, kowjack, ale konsylium w składzie Rafał i ja doszło do wniosku, że nie masz racji ze sztyftem Palmolive. 🙂 Sorry, Winnetou, ale sztyft jest git.
Dzisiaj bardzo fajne golenie tym sztyftem. Faktycznie piana nie może pretendować do miana brody Mikołaja, ale poślizg, własciwości zmiekczające OK. Bardzo przyzwoity produkt za niewielkie pieniądze.
Ja dziś po raz któryś (po przerwie) skorzystałem z Twojego daru – sztyftu Wilkinson. Piana wydaje się, że jest o włos lepsza od Palmolive, ale ogólnie, chyba ze względu na zapach, trochę mniej mi odpowiada. Poza tym ten Wilkinson jest sporo droższy.