Park Narodowy Bryce położony jest w stanie Utah, czyli w południowo-zachodniej części USA. Najlepiej dotrzeć do niego z Las Vegas, skąd ponad 400 km drogi jedzie się ok. 4 godzin. Podobna odległość jest również do stolicy stanu Utah – Salt Lake City.

 Park Narodowowy Bryce (Bryce Canyon National Park) – mapa, położenie w USA
Park Narodowowy Bryce (Bryce Canyon National Park) – mapa, położenie w USA

To jedno z miejsc, w których naprawdę zapiera dech w piersiach. Niewiele jest tak efektownych miejsc w USA, a nawet na Ziemi. Nazwa „Bryce Canyon” jest o tyle błędna, że przez Bryce nie płynie rzeka, a wapienne formacje skalne utworzone zostały przez procesy erozji termicznej i chemicznej. Tutejszy klimat sprzyja niszczeniu skał – przez 200 dni w roku występują zarówno temperatury dodatnie, jak i ujemne. Wizytówką parku są iglice skalne – hoodoos.

Parkowe rogatki przekraczamy o 8:00. Pokazujemy nasze Annual Passy i jedziemy dalej. Niestety dotarliśmy do parku dość późno, więc możemy mieć kłopot ze zdobyciem wejściówek na zaplanowaną wcześniej wycieczkę.

Próba zdobycia wejściówek na wycieczkę w towarzystwie parkowego rangera Full Moon Walk

Przed Visitors Center wije się gigantyczna kolejka. Po chwili otwierają się drzwi i zaczynają rozdawać wejściówki. Niestety kończą się kilkanaście osób przed nami. W kolejce poznajemy parę sympatycznych Amerykanów – Jay i Kay, z którymi umawiamy się na spotkanie wieczorem, aby zrobić sobie indywidualny Night Walk. Proszę o radę rangera. Ten oczywiście nie chce zdradzić programu na dzisiejszy wieczór, bo słusznie obawia się, że się po prostu przyłączymy. Wskazuje za to kilka, według niego ciekawych miejsc.

Zasmuceni postanawiamy przynajmniej się najeść. Idziemy na śniadanie do Bryce Canyon Lodge. Za $14 korzystamy z bufetu śniadaniowego. Jedzenie bez szaleństw. Jajecznica na pewno nie jest z jajek, a sałatka owocowa marna. Jest za to bekon, jogurty i kilka amerykańskich wynalazków śniadaniowych w stylu podpiekanych ziemniaków i biscuitów. Kawa całkiem, całkiem. Jest też Internet.

Najedzeni wsiadamy do samochodu i jedziemy zarezerwować miejsce na kempingu. Przy wjeździe z budki bierzemy kopertę na pieniądze z formularzem rejestracyjnym. Szybko znajdujemy wolne miejsce. Wypełniamy dane na kopercie, oddzieramy kawałek formularza i wtykamy w specjalny klips na naszym stanowisku. Następnie do koperty wkładamy pieniądze i po zaklejeniu wrzucamy ją do skrzynki.

Queen Garden Trail, Peekaboo Loop, Navajo Loop

Wsiadamy do Mustanga i jedziemy na szlak kombinowany – z Sunrise Point przez Queen Garden Trail, później odbicie Peekaboo Loop i powrót Navajo Loop. Samochód zostawiamy na parkingu. Do plecaków pakujemy camel bagi, do których wlewamy chłodną wodę. Stajemy na początku szlaku i zamieramy. W ciągu ostatnich dni w wielu miejscach byliśmy zaskoczeni tym co widzimy, ale Bryce robi wrażenie, jakby człowiek wylądował na Marsie.

Park Narodowy Bryce (Bryce National Park) – panorama
Park Narodowy Bryce (Bryce National Park) – panorama

Aparat sam robi zdjęcia. Jest naprawdę gorąco. Idziemy zachwyceni. Mijamy cuda przyrody. Trasa świetna. Co chwilę jakaś nowa skała w kosmicznym kształcie.

Park Narodowy Bryce (Bryce National Park)
Park Narodowy Bryce (Bryce National Park)

Ludzi na trasie jest stosunkowo mało. Oli upał przeszkadza bardziej niż mi. Dodatkowo okazuje się również, że woda z naszych nowych bukłaków w zasadzie nie nadaje się do picia. Smakuje paskudnie gumą i plastikiem. Dochodzimy do szlaku Peekaboo Loop i idziemy nim jakieś trzy kilomentry, po czym wracamy tą samą drogą. Mijamy grupę turystów jadących na mułach. Też fajnie.

Park Narodowy Bryce (Bryce National Park) - turyści na mułach
Park Narodowy Bryce (Bryce National Park) – turyści na mułach

Jesteśmy już mocno zmęczeni, a skwar się jeszcze potęguje. Navajo Loop prowadzi nas do miejsca zwanego Wall Street.

Park Narodowy Bryce (Bryce National Park) - formacja skalna Wall Street
Park Narodowy Bryce (Bryce National Park) – formacja skalna Wall Street

 

Wykutymi w skale schodami pniemy się na krawędź kanionu – do samochodu i wody. W końcu dopadamy łazienki. Jaka rozkosz móc się napić! Wyrzucam bukłak. Ten zakup to kompletna pomyłka. Oj policzymy się ze sprzedawcą w Polsce! Ola jest nieżywa.


 

Po wycieczce idziemy coś zjeść i zrobić zakupy. Na 20:00 jesteśmy umówieni z Jay i Kay na szlaku Fairyland. Kierujemy się do miasteczka Tropic. Znajdujemy tam co prawda nieźle zaopatrzony, ale i dość drogi mormoński sklep. Z przyjemnością jemy lody, pijemy mrożoną kawę z puszki. Na koniec próbujemy suszonej wołowiny, czyli wszechobecnego „jerkies”. Wracamy do parku. Zatrzymujemy się jeszcze w Bryce Canyon Lodge, po czym jedziemy w umówione miejsce – pod Visitors Center. Amerykanów nie ma. Czekamy jeszcze kwadrans i jedziemy na szlak. Parkujemy, a w chwilę później przyjeżdżąją znajomi. Od razu wyruszamy.

Fairyland Trail – Full Moon Walk

Idzie się lekko. Słońce zaszło niedawno, więc nie jest ciemno, ale z każdą chwilą widać coraz mniej. Księżyc co prawda w pełni, ale wisi nisko nad horyzontem i niewiele daje światła. Kształty wyłaniające się z ciemności prawdziwie kosmiczne. Spokojnie można było tu posłać łazika „Curiosity”. Cały świat byłby zachwycony.

Park Narodowy Bryce (Bryce National Park) - Full Moon Night Walk
Park Narodowy Bryce (Bryce National Park) – Full Moon Night Walk

Rozmawiamy z Amerykanami na wiele różnych tematów. Ona jest instruktorką pielęgniarstwa a on handluje sprzętem gastronomicznym. Opowiadamy o dzisiejszym śniadaniu, kiedy nie mogliśmy zamówić zwyczajnej bułeczki. Nie umiem wytłumaczyć jak się robi twarożek. Z głowy wypada „radish”, czyli rzodkiewka. Obiecuję wysłać przepisy śniadaniowe. Ola w końcu przytomnie pyta, czy aby nie warto wracać. Robimy jeszcze kilka zdjęć i wracamy. Musimy założyć czołówki.

Tym razem to nasi kompani są nieprzygotowani i nie mają latarki. Jay (John Grant) idzie niepewnie. Daję mu swoją czołówkę. Jest zmęczony. Pod górkę idzie się znacznie trudniej. Nic dziwnego. Trudno mi sobie wyobrazić, co by było, gdybyśmy szli w dół jeszcze godzinę. Jaya musielibyśmy pochować po drodze. W końcu stajemy przy samochodach, żegnamy się i rozjeżdżamy w swoje strony. My jedziemy do North Campground, a oni do prywatnego Ruby’s Inn Campground. W sumie trochę zazdroszczę im prysznica, basenu i pralni. Różnica w cenie $10, ale oczywiście dojazd też trochę zajmuje. Wydaje mi się, że następnym razem, przynajmniej w części będziemy korzystali z kempingów prywatnych.

Dodaj komentarz