Producentem recenzowanej maszynki jest chińska firma Ming Shi. Tak jak w przypadku wielu chińskich wyrobów, projekt jest kopią znanego europejskiego produktu. W tym przypadku jest to obecny na rynku od 1985 roku Merkur Futur. Zgodnie z obowiązującym prawem, ochrona patentowa działała przez 20 lat od złożenia wniosku, czyli do roku 2003. Od tego momentu chińskie fabryki mogą całkowicie legalnie kopiować projekt.
Pierwsze wrażenia z użycia maszynki zawarłem w osobnym wpisie. Po ponad miesiącu jej użytkowania oraz zakupieniu drugiego egzemplarza, pokuszę się o dokonanie podsumowania wrażeń. Warto również rzucić okiem na recenzję maszynki Qshave będącej maszynką Ming Shi, tyle tylko, że być może drugiego gatunku.
Wygląd i konstrukcja
Kartonowe, festyniarsko zadrukowane opakowanie nie wspina się na szczyty smaku, ale również i specjalnie nie razi. Jest błyszcząco i kolorowo. Przez okienko w pudełku można zobaczyć jego zawartość.
Wewnątrz kartonowego opakowania znajdziemy gratisowe pudełeczko z żyletkami.
Maszynka jest bardzo dobrze wykonana. Nie miałem dłuższej styczności z oryginałem, więc nie mogę porównać jakości procesu produkcyjnego. W każdym razie, nic złego w chińskiej maszynce nie rzuca się w oczy. Satynowo wykończona powierzchnia jest równa i nie zawiera dobrze widocznych wad. Drugi kupiony przeze mnie egzemplarz jest równie porządnie wykończony, więc najwyraźniej producent po prostu pilnuje jakości.
Owszem, jak się dobrze przyjrzeć pod światło, jakieś mikroskopijne niedoskonałości da się zauważyć, ale naprawdę trzeba się przy tym wysilać. Prawdę powiedziawszy zwróciłem na te drobiazgi uwagę dopiero na fotografiach przy dużym zbliżeniu.
Górna część głowicy umocowana jest na zatrzask i zarówno jej zdjęcie jak i założenie nie sprawia najmniejszego kłopotu. Boczne części czapki sprężynują dokładnie tak jak powinny.
Dla porównanie rzućmy okiem na oryginał w wersji na wysoki połysk:
Podczas wymiany ostrza, żyletkę można umieść zarówno w dolnej części głowicy, jak i w górnej. Mnie bardziej odpowiada ulokowanie jej na czapce i jak się okazuje, jest to zgodne z zaleceniem producenta..
Regulacja charakterystyki maszynki odbywa się poprzez przekręcanie dolnej części rączki. Ruch jest płynny, bez żadnych luzów i skoków. Na rączce nadrukowane są cyfry od 1 do 6 oraz kropki pośrednie. Nie wiem jak z trwałością nadruku, ale z doświadczenia mogę przypuszczać, że w końcu cyfry ulegną starciu. Tutaj wyraźnie widać przewagę oryginału, w którym cyfry są „wygrawerowane”.
Ming Shui to ciężka maszynka. Waży 98,7 g, a dla porównania, dość masywna Mühle Sophist jedynie 75 g. Oryginał, czyli Merkur Futur, ze swoimi 124 gramami, jest jeszcze cięższy. Według deklaracji sprzedawcy, produkt jest odlewem stopu cynku. Długość maszynki wynosi 109 mm i jest identyczna jak w niemieckim pierwowzorze. Według moich pomiarów, chińska rączka jest nieznacznie cieńsza od niemieckiej – 13,1 mm i 11,3 mm w stosunku do 13,7 mm i 11,8 mm.
Z opublikowaniem recenzji wstrzymałem się do możliwości obejrzenia drugiej zakupionej maszynki Ming Shi. Okazało się, że oba egzemplarze są wykonane równie starannie. „Na optykę” nie widać między nimi żadnych różnic.
Parametry techniczne maszynki Ming Shi 2000S (w nawiasie analogiczne dane dla Merkur Futur):
- masa – 98,7 g (122 g),
- długość całkowita – 109 mm (109 mm),
- szerokość głowicy – 26,7 mm (27 mm),
- długość rączki – 94 mm (94 mm)
- grubość rączki (pomijam zakończenie) – 13,1/11,3 mm (13,7/11,8 mm)
- materiał – ZnAl (Zamac – stop cynku, glinu, magnezu i miedzi),
- wykończenie – chrom satynowany (chrom satynowany lub chrom wysoki połysk)
Golenie
Podczas pierwszego golenia skorzystałem z testowanego obecnie mydła Calani Dubai oraz żyletki Feather, która dziś miała swój drugi występ. Pierwsze przejście z włosem zacząłem od ustawienia „3” i było to łagodne golenie, łagodniejsze w każdym razie niż takie z R89. Nie mogłem się przyzwyczaić do szerokiego „safety bar” (nie wiem jak to się po polsku nazywa). Nie, żeby mi coś zawadzało, ale listwa mocniej styka się ze skórą niż w przypadku maszynek przeze mnie dotąd używanych. Przy drugim przejściu, pod włos, postanowiłem dokręcić śrubę na pozycję „4”. Było ostrzej, ale nie powiem, że jakoś szczególnie ostrze dawało mi się we znaki. W każdym razie, zdecydowanie nie jest to poziom R41, ani nawet Plisson/Fatip z otwartym grzebieniem. Przy tym ustawieniu zacząłem słyszeć delikatne brzęczenie żyletki. Trzecie przejście odbyło się również na czwórce. Nie podkręcałem agresywności, bo dostrzegłem czerwoną kropkę pod nosem. Najprawdopodobniej o niczym to nie świadczy, ale wolałem nie ryzykować.
Drugiego dnia Ming Shi 2000S wystąpiła z ustawieniem „2”. Osobiście nigdy nie miałem styczności z Feather AS-D2, ale tak właśnie sobie wyobrażam golenie tą maszynką – łagodne, z wymuszonym kątem natarcia. W zasadzie nic nie można samemu zrobić, ale efekt to niemal idealna gładkość. Piszę „niemal”, bo gdzieś tam można byłoby troszkę poprawić. Nie miałem czasu na cyzelowanie, więc zostało tak. Dla mnie troszkę za łagodnie, tak samo jak w przypadku Gillette Aristocrat, ale różne są przecież gusta i różne ludzie mają umiejętności. Dla kogoś, kto się uczy golenia tradycyjnego, chiński Futur na dwójce może być idealnym instrumentem golącym.
Trzeciego dnia, zastanawiając się nad kolejnym goleniem Ming Shi, pomyślałem sobie „cała naprzód” i do pokrętło ustawiłem na wartości „6”. Spodziewałem się próby zaorania twarzy, więc uważałem jak nigdy. Jakież było zaskoczenie, gdy okazało się, że maszynka spisuje się po prostu rewelacyjnie. Owszem, czuć było ostrze żyletki, ale zdecydowanie mniej, niż w przypadku narzędzia przesłuchań prawdziwego gestapowca, czyli Mühle R41. Kąt pracy żyletki jest w dużym stopniu wymuszony. W efekcie miałem taką gładkość, jak z R41, ale z ledwie dwiema małymi czerwonymi kropkami pod nosem. Rewelacja!
Czwarte golenie przetestowałem z ustawieniem „5”. Też ostro, więc cały czas miałem się na baczności. Jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie. Maszynka sama prowadziła żyletkę, tak by golić dokładnie, ale bez jakiegokolwiek widocznego uszczerbku dla kondycji skóry. Po dwóch przejściach byłem ogolony na 90% powierzchni idealnie, ale postanowiłem zrobić jeszcze poprawki, by doprowadzić do perfekcji te trudniej dostępne u mnie miejsca – pod linią szczęki i zaraz przy szyi. W trakcie poprawek poleciałem jeszcze podbródek, który można było wycyzelować po odpowiednim naciągnięciu skóry. Przyznam, że nie pamiętam, abym kiedykolwiek był dokładniej ogolony. Co więcej, rzadko kiedy skórę mam po goleniu w tak świetnej kondycji. Jedyną czerwoną kropkę zauważyłem w kąciku ust, gdzie po prostu zgubiła mnie zachłanność. Ale poza tym super. Nawet nie chciało mi się używać wody po goleniu, bo mydło Calani zostawiło skórę w świetnej kondycji.
Spróbowałem ogolić się również na ustawieniu „1”. Wiedziałem, że będzie ciężko, więc do maszynki włożyłem nowiutkiego Japończyka, dobrze wszystkim znanego ze swoich krwiożerczych zapędów. To oczywiście żyletka Feather. Spróbowałem i na próbie poprzestałem. Skończyło się w połowie pierwszego policzka bo maszynka po prostu nie goliła. Może użyte mydło D. R. Harris Windsor dawało zbyt mocną ochronę? Nie wiem. Poirytowany przestawiłem na „6” i dokończyłem golenie. Ależ ten chiński Futur świetnie goli. Owszem, było ostro, ale jak dokładnie. Gdyby nie zachłanność pod nosem, gdzie za wszelką cenę próbowałem dojść tym kluczem francuskim, golenie byłoby idealne. A tak skończyło się na idealnej gładkości i jednej, niepotrzebnej czerwonej kropce, która oczywiście zniknęła po przemyciu zimną wodą.
Kolejne dni pozbawione już były testowania konkretnych ustawień. Wybierałem cokolwiek na chybił trafień i analizowałem efekt. Przekonałem się, że dla mnie najlepsze są nastawy od „3” w górę. Chyba to „5” jest optymalna, bo bez problemu mogę się ogolić w dwóch przejściach, na poprawki zostawiając drobne niedogolone miejsca, wymagające lepszego naciągnięcia skóry. Co ważne, takie golenia zawsze pozostawiały goloną powierzchnię w idealnej kondycji, bez jakichkolwiek, najdrobniejszych nawet zaczerwienień.
Na jakiś czas przerwałem testy, aby sprawdzić zachowanie drugiej zamówionej maszynki Ming Shi. W końcu przyszła. Ustawiłem ją na „3”, włożyłem świeżą żyletkę Feather i rozpocząłem golenie. Dziwne, bo w przypadku tego egzemplarza, jedna strona wydawała się bardziej agresywna od drugiej. Różnica była istotna, choć nie tak wielka jak w przypadku Fatipa z krzywo włożoną żyletką.
Następnego dnia przestawiłem maszynkę na piątkę. Najbardziej ciekawiło mnie nierówne golenie obu stron głowicy. Tym razem różnicę również zauważałem, ale nie tak mocno, jak w przypadku ustawienia na „3”.
Muszę przyznać, że chiński Futur bardzo porządnie mnie dziś ogolił. Inaczej się tę maszynkę czuje niż R89 i R41 ze względu na szeroki safety bar, jednak myślę, że po kilku dniach nawet nie będę na to zwracał uwagi. Golenie zakończyło się idealną gładkością, z kilkoma drobnymi, czerwonymi kropkami, które zniknęły po przemyciu wodą.
Na razie zakup uważam za bardzo udany. Jedyne, co może popsuć pierwsze wrażenie, to ewentualna jakość wykonania, skutkująca gorszą trwałością. Nie mam jednak na razie powodów by przypuszczać, że może to stanowić problem.
Dostępność i cena
Maszynkę można kupić na Aliexpress. Moje egzemplarze kosztowały 71 i 45 zł. Ofert jest sporo. Wystarczy w polu wyszukiwania wpisać „safety razor zinc”, choć pewnie i inne frazy pokażą właściwe oferty. Bez problemu można znaleźć $8,5 a nawet taniej. Oryginalną maszynkę Merkur Futur można kupić np. w Facetarii za 310 zł.
Podsumowanie i ocena
Maszynka do golenia Ming Shi Shaver 2000S pomimo swego chińskiego pochodzenia jest całkiem dobrze wykonana. Samo wykończenie jest nienaganne, a zastrzeżenia wzbudzać może jedynie precyzja wykonania głowicy, ponieważ niektóre egzemplarze mogą mieć problem z pozycjonowaniem ostrza. Jednak nawet te lekko „przekoszone” wersje potrafią golić bardzo dobrze – jak nie jedną stroną głowicy to drugą. Zaskakuje wysoka skuteczność połączona z łagodnością. Za 30-40 zł nie ma się co zastanawiać tylko brać. Nie znaczy to, że nie warto zastanowić się nad kupnem oryginału.
Moja ocena 8/10 (bardzo dobry produkt)
- wygląd: 8/10,
- wykonanie: 7/10,
- agresywność/łagodność: 1-7/10,
- skuteczność (efektywność golenia): 10/10,
- komfort użycia: 10/10,
- opłacalność: 10/10.
Porównaj ocenę z innymi maszynkami na żyletki zrecenzowanymi na GeekHubie.
Ocena ogólna nie uwzględnia opłacalności, ani nie jest średnią poszczególnych ocen cząstkowych.
Punktacja: 1 – tragiczny, 2 – słaby, 3-4 – taki sobie, 5-6 – dobry, 7-8 bardzo dobry, 9 – niemal doskonały, 10 – wybitny
Zapraszam do dyskusji. Każdy komentarz jest dla mnie nagrodą i wzbogaca recenzję. Jeśli chcesz być na bieżąco informowany o nowych wpisach, śledź mnie na Twitterze (polecam), ew. zasubskrybuj blog w WordPressie. Po opublikowaniu nowego wpisu, dostaniesz e-maila.
Pewnie zauważyłeś już reklamy. Wpływy z nich jak na razie pozwalają na pokrycie drobnego procenta kosztów. Wiem, że ogłoszenia są trochę uciążliwe, ale dzięki nim mam choć trochę wrażenia, że nie pracuję zupełnie za darmo. Jeśli zauważysz w ogłoszeniach coś ciekawego, kliknij – serwis na tym skorzysta. Jeśli korzystasz z AdBlocka, proszę dodaj geekhub do listy wyjątków. Dziękuję.
No i już można powiedzieć po testach. Moja maszynka jest świetnie wykonana, jedyny minus to małe coś na pierścieniu pod grzebieniem (czy jakoś tak).
Golenie bardzo pozytywne, niewiele się różniło od Progressa (tylko tym że maszynka jest lżejsza), zakres ustawień jest ogromny i można bez problemu sprzęt dopasować do własnych upodobań.
Największą wadą dla mnie nie jest wykonanie/waga/etc. Tylko sposób wyjmowania żyletki, 2x dekiel mi upadł (na szczęście bez strat) kilka razy wypadła żyletka. nie mogę się absolutnie przyzwyczaić do tego sposobu mocowania.
Chociaż swojego prawdopodobnie puszczę w teren, uważam że jest to sprzęt godny polecenia, w tych pieniądzach wg mnie nie da się znaleźć nic lepszego (no chyba że Weishi ;D)
Dotarła i do mnie. Wczoraj. Wprawdzie to model „Qshave”, ale nie sądzę by wyszła z innych rąk niż opisywana w niniejszej recenzji.
Jakość wykonania moim zdaniem jest bardzo dobra. Spokojnie mogłaby kosztować ca. 100-130 zł i byłaby tego warta. Jeśli jednak oryginalny Futur jest identyczny, to w mojej ocenie jest drogą maszynką.
Ja Qshave kupiłem za 30 zł. I decyzji oczywiście nie żałuję. Ale raczej nie będzie to moja codzienna maszynka. Po pierwsze nie leży mi gładka rączka. Jestem przyzwyczajony do rączek moletowanych i zasadniczo czym agresywniejsze moletowanie tym bardziej mi pasuje. Wcześniej już dwa razy robiłem podejście pod rączki gładkiej i dwa razy z nich rezygnowałem.
Nie podoba mi się też „kultura pracy żyletki” – że się tak górnolotnie wyrażę. Mam wrażenie, że jest zbyt lekko dociśnięta, przez to zbyt elastyczna i wydaje dziwny dźwięk w czasie golenia. Goliłem się Gillette Silver Blue.
A samo golenie? Pierwsze przejście na ustawieniu „3”, drugie na „1,5” dały dobry efekt. Nie bardzo dobry, bo miałem kilka rzadko notowanych podrażnień… ale to dopiero pierwsze golenie… i mam wrażenie, że trochę nie dowierzałem, że ta „miękka” żyletka ścina zarost i nadmiernie dociskałem maszynkę.
Na pewno jeszcze jakiś czas zostanie ze mną ta maszynka i na pewno sprawdzę ją na innych ustawieniach oraz z innymi żyletkami.
Podsumowując stwierdzam, że chiński klon Futura nie spełnił do końca nadziei, jakie z nim wiązałem… ale z całą pewnością polecam jego zakup absolutnie każdemu fanowi TG. Przy tej cenie nie ma innej opcji.
Cześć. Dzięki za komentarz. Dziś ja odbieram Qshave. Pozostałe dwie – za 17 i 11 – rozeszły się po rodzinie. Oczywiście zdam relację z użycia.
Po drugim użyciu Qshave’a mogę dopisać, że to agresywna maszynka. Być może tylko mój egzemplarz.
Wczoraj wieczorem zdecydowałem się na trzy przejścia (drugie użycie GSB), bez dociskania na ustawieniach 4,0… 2,5… 1,0.
AS po tym goleniu ostro zapiekł, ale dziś skóra jest już w dobrej kondycji.
Pozwolę się nie zgodzić się z Twoją opinią. W mojej ocenie Qshave/Ming Shi 2000S to maszynki dokładnie golące, ale zdecydowanie mniej agresywne, niż to wynikałoby to z ich skuteczności. Moje trzy egzemplarze na jedynce po prostu nie golą, a na dwójce lekko miziają. Zastrzegam jednak, dotyczy to mojego zarostu i moich umiejętności, które mogą być znacznie mniejsze niż Twoje. Ja tę agresywność poznaję po tym jak się ostrze czuje na Twarzy, ile mam po goleniu czerwonych kropek i jak czuć alkoholowy płyn po goleniu.
Przed chwilą miałem trzecie golenie. Przejścia 3,5… 2,0… 1,0. Jakość golenia jak po dwóch przejściach R41, czyli bardzo gładko, ale nie aż tak jak wczoraj przy wyższych ustawieniach i ostrzejszej żyletce.
Mnie goli zarówno „dwójka” jak i „jedynka”. Zresztą podobnie mam w Rockwellu 6S, mimo że wielu użytkowników twierdzi, że to ustawienia bezużyteczne. Czy to rzeczywiście kwestia umiejętności? W tym przypadku chyba nie, Mirku 🙂 Prędzej zarostu.
AS zapiekł za to bardziej niż wczoraj (agresywność plus jakość żyletki?). Czerwone kropki przydarzają mi się niezmiernie rzadko… najczęściej gdy chcę przedobrzyć pod nosem lub na szyi; zapomnę, że nie można 10 razy ogolić się Tritonem, lub golę się w pośpiechu, bez odpowiedniego przygotowania zarostu. Ich braku nie łączę zatem z łagodnością maszynki.
Agresywność dla mnie to również szybsze tępienie żyletki (dziś GSB pracowało po raz trzeci i już trafi do kosza) oraz konieczność w miarę ostrożnego posługiwania się maszynką w czasie golenia (goląc się Rockwellem płytkami 1-4 praktycznie nie uważam w ogóle).
Czyli muszę podtrzymać to, co napisałem poprzednio. Qshave wcale taki łagodny nie jest.
Ciekawe jak inni użytkownicy się wypowiedzą.
Pod wpływem Waszych opisów także zamówiłem ten model. Przed pierwszym goleniem zwróciłem uwagę na detale jakie wyróżnialiście. Wykonanie bardzo ładne, bez skaz. Żyletka leży równo, nie zauważyłem różnic po którejś ze stron.
Co do użytkowania. Sposób wkładania żyletki sprawia mi nieco kłopotu, w każdym razie nie nazwałbym go komfortowym. Może to kwestia dotychczasowych przyzwyczajeń, ale wolę inaczej i już. Podobnie szeroki safety bar osłaniający bok żyletki dał o sobie znać podczas golenie okolic nosa. Tyle z mankamentów. Na duży plus dokładne i „bezpieczne” golenie. Używałem ustawień 2,5 i 3 z żyletką Astra SP (zielona) oraz Mitchells Wool Fat, celowo niezbyt dbając o docisk i ułożenie ostrza. Efekt to naprawdę solidna gładkość bez jakichkolwiek podrażnień, zacięć, etc.
Podsumowując – naprawdę udany zakup. Za te pieniądze ciężko o coś lepszego. Nie wiem czy i na ile oryginał jest lepszy. Coś mi mówi, że oprócz wrednego wewnętrznego głosiku próżności wynikającej z (pozornego?) prestiżu nie ma większego uzasadnienia, aby wydawać na taką samą rzecz wielokrotność sumy, którą zapłaciłem.
Przy okazji kupiłem też Weishi a’la Timor 1321 TTO w czarnej wersji. Jeśli ktoś z Was ma doświadczenia z nią chętnie poczytam Waszych opinii.
Witam,
fajna recenzja. Ostatnio z czystej ciekawości zamówiłem Qshave, żeby spróbować golenia żyletką. Jestem dopiero po 4 goleniach, i w sumie z nadmiaru czasu stwierdziłem, że poszukam czegoś więcej na jej temat – być może by poprawić technikę i wyciągnąć z niej więcej.
Moje pierwsze golenie zakończyło się paroma zacięciami, drugie poszło już dużo przyjemniej. Kolejne to już spokój i uciecha z takiej metody golenia. Póki co pozostaje przy niej, chyba nie widzę potrzeby szukania kolejnych maszynek, chociaż jak widzę komentarze i porównania do innych, ciekawość mnie zaczyna zżerać. Dopiero dojrzewam do tego by „bawić” się przy goleniu, testując różne mydła i kosmetyki. Pędzla używam od paru lat, teraz czas na kolejne kroki wtajemniczenia 😉
Pozdrawiam !
Wyjawię, że od kilku lat używam tylko jednej maszynki – Mühle R41. Kiedyś narzekałem, że bez sensu, że zbyt agresywna, a teraz nie wyobrażam sobie użyć czgokolwiek innego. Wiem, koledzy mówili… Dlatego, Pazurskyy, spróbuj z R41. Ogolisz IDEALNIE w jednym przejściu – bez zacięć i bez podrażnień. Słowo! Potrzebna jest jedynie praktyka.
Będę musiał napisać więcej o tym, jak się teraz golę.
Posiadam Ming Shi i Qshave i mimo że maszynki wyglądają jak z jednej linii produkcyjnej tylko w różnych opakowaniach to jednak różnią się pozycja żyletki. W Ming Shi jest mniejsza szczelina przez co zdecydowanie mniej trzeba uważać przy goleniu. Gole twarz i głowę przy 1 pozycji najłagodniejszej. Qshave jest bardziej agresywna maszynka , Ming Shi jest lepsza dla poczatkujach i chcących się szybko ogolić i nie musieć przy tym zbytnio uważać. Dodatkowo zauważyłem że maszynka jak jest ustawiona na pozycję 1 to przy Ming Shi górna część maszynki siedzi sztywno a przy Qshave można nią poruszać i się odgina.
No i poza tym, te maszynki różnią się między sobą nawet w obrębie tej samej marki. Cóż, z niższą ceną również i niższa precyzja wykonania się wiąże.