Tyle pochlebnych opinii przeczytałem o mydle do golenia Martin de Candre, że niemal uwierzyłem, iż to właśnie ta firma wynalazła mydło. Dobrze, że sięgnąłem do historii mydlarni na stronie internetowej, bo przeczytałem, iż firma istnieje jedynie od 1974 roku. W tym samym czasie do produkcji wprowadzono w Polsce linię kosmetyków Wars.

Mydlarnia wytwarza mydło zgodnie z opracowaną w XIV wieku metodą marsylską. Jeżeli jednak myślicie, że firma ma swoją siedzibę niedaleko Marsylii, mylicie się. Martin de Candre do kolebki francuskich mydeł ma aż 800 km – niewiele bliżej, niż nasz rodzimy mydlarz – Arturro Barbiere. Manufaktura znajduje się w miasteczku Fontevraud-l’Abbaye, położonym w zachodniej Francji, w kraju Loary.

martin-de-candre-logo1

Przyznam się, że spodziewałem się, iż tym legendarnym mydłem golił się przynajmniej Napoleon Bonaparte, a wyszło na to, że jego użytkownikiem mógł być co najwyżej Valéry Giscard d’Estaing. Czar prysł.

No dobrze, wróćmy do naszych baranów, czyli revenons à nos moutons, jak mogliby to powiedzieć pracownicy mydlarni. Można śmiać się, że producentów mydeł ze znacznie dłuższymi tradycjami jest cała masa, jednak jednemu nie można zaprzeczyć — Martin de Candre naprawdę dba o tradycyjne metody produkcji oraz najwyższej klasy, naturalne składniki, bez konserwantów i chemicznych polepszaczy.

Produkcja mydła Martin de Candre (zdjęcie: Martin de Candre)
Produkcja mydła Martin de Candre (zdjęcie: Martin de Candre)

Zgodnie z tradycyjną metodą, tłuszcze były poddawane procesowi zmydlania w wysokiej temperaturze, a otrzymana pasta mydlana, była odciskana w prasach oraz wzbogacana olejkami eterycznymi i innymi składniki o działaniu pielęgnacyjnym. Uformowane mydła były następnie sezonowane przez 6 do 8 miesięcy, tracąc nadmiar wody i zyskując na łagodności. Produkty Martina de Candre wytwarzane są właśnie w ten sposób, a założyciele firmy mieli rację, że za to ludzie zapłacą.

Osoby znające język francuski powinny obejrzeć film nakręcony przez telewizję France 3.

Poza mydłami do golenia, firma oferuje jeszcze mydła toaletowe, musy do kąpieli, szampony, wody toaletowe, akcesoria i wiele innych drobiazgów. Ceny są wysokie. Dla przykładu, 160-gramowe mydło toaletowe kosztuje 12€. Cały asortyment można przejrzeć w sklepie internetowym.

Opakowanie i postać

Mydło do golenia Martin de Candre Savon à raser l’Original otrzymałem w postaci solidnej próbki (dzięki, kowjack!), która bez problemu wystarczyła do wyłożenia nią dna sporego plastikowego słoika. Zadowolony byłem, że udało się to zrobić, bo chciałem, aby korzystanie z produktu było jak najbardziej zbliżone do zamysłu producenta, zrealizowanego w oryginalnym opakowaniu o podobnej średnicy.

Oryginalne opakowanie z mydłem do golenia Martin de Candrea
Oryginalne opakowanie z mydłem do golenia Martin de Candre

Mydło na szczęście nie jest miękkie jak krem. Ciastowatą masę bez problemu da się upchać w tyglu, a jego konsystencja idealnie nadaje się do ładowania pędzla.

Mydło Martin de Candre w dorabianym opakowaniu
Mydło Martin de Candre w dorabianym opakowaniu

Zapach

Upychanie mydła w nowym mieszkanku dało mi możliwość zapoznania się z jego zapachem. Zapach, jak dla mnie, ma charakter ziołowy i jest bardzo intensywny. Według producenta, aromat zawiera kompozycję naturalnych olejków: lawendowego, rozmarynu i mięty. Percepcja zapachu jest bardzo indywidualna. W mojej ocenie Martin de Candre pachnie lepiej niż oryginalne mydło Le Père Lucien – nie jest takie aptekarskie, a lawenda, choć bardzo intensywna, stonowana jest innymi aromatami. A rozmaryn? Hhmm… Też nie powiedziałbym żeby był wyczuwalny. O mięcie nie wspomnę, bo nawet nie umiem jej jednoznacznie zlokalizować.

martin-de-candre-scent

Jeśli faktycznie kompozycja jest tak prosta jak podaje producent i za pomocą aromatu trzech ziół udało się zbudować tak dobry zapach, to jest naprawdę genialna.

Jeśli jednak miałbym ją ocenić, porównując do innych świetnych zapachów mydeł i kremów do golenia, z którymi miałem do czynienia, to wyznam, że Trufitt&Hill 1805, Floris London Elite i Crabtree&Evelyn Moroccan Myrrh pachną lepiej. Nie jest dla mnie istotnym argumentem, że Martin de Candre pachnie naturalnymi olejkami. Jeśli kompozycja zbudowana byłaby na bazie syntetycznych aromatów, a byłaby dobra, nie widziałbym w tym problemu.

Zapach jest bardzo intensywny bezpośrednio ze słoika, ale prawdziwe życie zaczyna dopiero przy wyrabianiu, a później podczas golenia i po jego zakończeniu. To co w słoiku oceniam jako umiarkowanie atrakcyjne, później staje się prawdziwym doznaniem zapachowym z którego czerpię wielką przyjemność.

Aromat ma odpowiednią siłę i jest naprawdę atrakcyjny, dlatego z czystym sumieniem mogę ocenić go na 9/10 punktów. Ten brakujący punkt przyznają osoby preferujące naturalne, ziołowe i kwiatowe zapachy.

Skład

Producent obsesyjnie dba o zachowanie prawdziwie minimalistycznej receptury. Lista składników jest wyjątkowo krótka i świadczy o kunszcie manufaktury. Co więcej, do produkcji używane są wyłącznie bardzo proste, naturalne surowce.

Podstawą składu mydła jest zmydlony ługiem potasowym kwas stearynowy i olej kokosowy.

Skład uzupełnia jedynie gliceryna i chlorek sodu.

Za zapach odpowiada niesprecyzowana kompozycja naturalnych olejków eterycznych, które poza aromatem często posiadają również właściwości lecznicze i pielęgnacyjne.

Skład zgodnie z INCI: Stearic acid, Cocos Nucifera Oil, Aqua, Potassium hydroxide, Glycerin, Sodium chloride, Parfum.

Zwracam uwagę, że pomijając wodę i aromaty, to tylko 5 składników, które doskonale robią to co mają robić. Identyczny skład ma mydło Le Père Lucien, a niemal identyczny Catie’s Bubbles.

Wyrabianie piany

Do wyrabiania piany nie mam jakichkolwiek zastrzeżeń. W tym obszarze mydło zachowuje się w zasadzie identycznie jak Le Père Lucien. Porcja 1-gramowa jest trochę za mała. Aby cieszyć się obfitą pianą we wszystkich trzech przejściach, trzeba nabrać przynajmniej 1,2 grama mydła. Jak się do tego mają opinie dotyczący rzekomej rewelacyjnej wydajności recenzowanego produktu? Okazuje się, że mydło Martin de Candre ma wydajność ściśle związaną ze swoją konsystencją i nie odbiega od innych podobnych produktów. Wróćmy jednak do piany. W przypadku użycia 1,2-gramowej porcji, piany jest sporo, ale mimo wszystko nie jest rekordowa. Wyrabianie jest banalnie proste – nie trzeba się starać, aby bardzo szybko uzyskać gęstą, kremową, aksamitną kołderkę. Piana jest bardzo trwała i nie wysycha. W kategorii właściwości piany, ocena dla Martina de Candre może być tylko jedna – 10/10.

Golenie

Tak jak to zasygnalizowałem opisując swe pierwsze wrażenia z golenia mydłem Martin de Candre, mydło to wykazuje duże podobieństwo do ponad dwa razy tańszego Le Père Lucien.

W stosunku do mojego pierwszego kontaktu, dużo lepiej zrozumiałem działanie poślizgu, który można poprawić trochę rozwadniając pianę. Niestety, dalsze rozwodnienie podczas trzeciego przejścia gwałtownie poślizg pogarsza, w związku z czym preferuję umiarkowany poślizg przy pierwszym przejściu i lepszy podczas drugiego i trzeciego. Dobrze, że poślizg utrzymuje się jeszcze po zgarnięciu piany. Porównując go do liderów w tej dziedzinie – Floris London czy Lebelle Soaps, francuskie mydło wypada jednak słabiej. Na szczęście na tym mogę zakończyć wybrzydzanie.

Cecha, którą bardzo cenię zarówno w przypadku Martina de Candre jak i Le Père Lucien, to absolutnie genialne zmiękczanie zarostu, które sprawiało, że ostrze niemal niezauważalnie usuwało zbędne owłosienie. Pod tym względem oba francuskie mydła sprawują się nadzwyczaj dobrze.

Amortyzacja jest najwyższej klasy, ale oczywiście tylko wtedy, gdy piana jest gęsta. Podczas moich prób z rozwadnianiem, ochrona jaką mydło dawało była zauważalnie słabsza.

Podsumowując odczucia związane z goleniem muszę potwierdzić, że Martin de Candre to produkt naprawdę wysokiej klasy. Jest wybitny, ale nie każdemu jego charakterystyka musi przypaść do gustu. Mimo tego, że za każdym razem golenie kończyłem w pełni usatysfakcjonowany – osiągałem rewelacyjną gładkość, bez najmniejszych uszkodzeń naskórka, to do ekstazy brakowało mi lepszego poślizgu. Z czystym sumieniem najwyższej noty przyznać nie mogę, ale mocne 9/10 punktów jest w pełni zasłużone. Osoby, dla których poślizg nie odgrywa największej roli, bez wątpienia przyznają ocenę celującą.

Po goleniu

Szkoda byłoby, gdyby produkt o tak rewelacyjnych cechach nie dostarczał świetnych wrażeń po goleniu. Aby się o tym przekonać, po goleniu spłukiwałem twarz zimną wodą i wstrzymywałem się z nałożeniem balsamu po goleniu. Mimo tego było świetnie – nie czułem jakiegokolwiek wysuszenia, czy ściągnięcia skóry. Efekt nawilżenia również występuje, ale znacznie słabszy niż po użyciu Mitchell’s Wool Fat. Wyraźnie czuć warstewkę emolientu, ale nie jest ona tak oczywista jak lanolina z angielskiego specyfiku. Martin de Candre ma jednak asa w rękawie – świetny zapach, dużo lepszy niż w przypadku wąchania mydła w tyglu, czy podczas golenia. Dopiero teraz poczułem prawdziwy kunszt producenta i jakość użytych olejków eterycznych. Właściwości po goleniu, w tym pielęgnacyjne, to mocna strona mydła Martin de Candre. Ocena 10/10, to jedyna jaką mogę przyznać.

Dostępność i cena

Na próżno by szukać mydła do golenia Martin de Candre w polskich sklepach stacjonarnych i internetowych. Ba! Nie znajdziemy ich również w większości zagranicznych sklepów internetowych. W Europie najlepszym źródłem tego mydła jest internetowy sklep producenta, gdzie 200-gramowy słoik można kupić za 39,50€, czyli z uwzględnieniem transportu (20,50€ za trzy słoiki) 185 zł. Zakładając zużycie na poziomie 1,20 g na jedno golenie, otrzymujemy cenę zabiegu w wysokości 1,11 zł.

Podsumowanie i ocena

Mydło do golenia Martin de Candre Savon à raser l’Original to jeden z lepszych produktów tego typu z jakimi miałem do czynienia. Mam dużo szacunku do producenta, który tyle staranności włożył w to, aby dostarczyć konsumentowi najwyższej jakości, w pełni naturalny produkt. Francuskie mydło powoduje, że golenie staje się przyjemnością, a w jego efekcie otrzymujemy gładką, wypielęgnowaną i pachnącą skórę. Pomimo tego, że zarówno zapach nie trafia idealnie w mój gust, a do poślizgu podczas golenia mam drobne zastrzeżenia, przyznanie innej oceny ogólnej niż 10/10 byłoby niesprawiedliwe. Tym, dla których cena zakupu mydła do golenia nie gra roli, jego zakup z czystym sumieniem mogę polecić. Pozostałym radzę, by w kilka osób zamówiły słoik i wyrobili sobie własne zdanie na temat tego produktu. Umiarkowanie zaś oszczędnym proponuję kupić zamiast Martin de Candre, wyrób z mydlarni Le Père Lucien. Ze ponad dwa razy mniejszą cenę otrzymają niemal to samo.

Moja ocena: 10/10 (wybitny produkt)

  • zapach (atrakcyjność, intensywność i trwałość): 9/10,
  • właściwości piany (łatwość wyrabiania, trwałość i inne właściwości piany): 10/10,
  • efektywność golenia (poślizg, zmiękczanie zarostu, dokładność itp.): 9/10,
  • właściwości pielęgnacyjne: 10/10,
  • opłacalność: 4/10.

Szersze spojrzenie na recenzowany produkt pozwoli sobie wyrobić recenzja Artura Bala.

Ocena ogólna nie uwzględnia opłacalności, ani nie jest średnią poszczególnych ocen.

Punktacja: 1 – tragiczny, 2 – słaby, 3-4 – taki sobie, 5-6 – dobry, 7-8 bardzo dobry, 9 – niemal doskonały, 10 – wybitny

Zapraszam do dyskusji. Każdy komentarz jest dla mnie nagrodą. chcesz być na bieżąco informowany o nowych wpisach, śledź mnie na Twitterze (polecam), ew. zasubskrybuj blog w WordPressie. Po opublikowaniu nowego wpisu, dostaniesz e-maila.

Ten post ma 4 komentarzy

  1. Artur

    Dzięki za recenzję. Poza ocena aromatu, zgadzam się w zupełności.
    Nasuwa się jedno pytanie, na które pisząc swoją recenzję nie znalazłem odpowiedzi: Kto, (lub co)sprawił(o) że mydło to ma tak dobrą prasę ?
    (brakuje mi tego „mitu założycielskiego”, jak np: opowieść o dziadku, z firmy „Le Pere Lucien”) jak napisałeś jest wiele (no dobrze, kilka)świetnych mydeł, o podobnych właściwościach (czyżby tylko snobizm i efekt aureoli? nie sądzę)
    Niestety nie znam francuskiego aby zbadać temat u źródła, ale może któryś z kolegów…

  2. Mirosław Florek

    No tak. My z zapachami to raczej wspólnego mianownika nie znajdziemy. I bardzo dobrze! To by dopiero było, gdyby każdy na świecie wybierał takie same aromaty. 🙂

    Przyznam się, że sukces Martina de Candre i dla mnie jest zagadką. Po pierwsze to sukces w dużej mierze oparty na rynku amerykańskim, a wiadomo, że amerykanie na punkcie Francji i Włoch mają lekkiego bzika. Druga kwestia to spójny marketing, jaki robią właściciele firmy. Wszystko jest w swoim stylu. To się naprawdę może podobać. Zwróć uwagę, że stosunkowo niedawno na rynku amerykańskim pojawili się w dużej liczbie rzemieślnicy-mydlarze. Dotąd MdC nie miał wielkiej konkurencji, więc mógł sobie pozwolić na takie ceny z kosmosu.

    Bardziej zastanawia mnie sukces RazoRock XXX. Tego to już kompletnie nie potrafię wytłumaczyć.

  3. Rafał Lewandowski

    Mydła nie znam, ale jeśli jego właściwości są zbliżone do Le Perre Lucien, to wierzę, że jest naprawdę dobre.
    Mój podziw jednak wzbudza skład. Tak mała ilość składników produktu, który ma wykonać kilka zadań (dobre pienienie, poślizg, zmiękczanie) jest wręcz nieprawdopodobna. To 1/4 składników, które znajdują się w naszych produktach żywieniowych.

    1. Tomasz Karliński

      @Rafał: Testuję obecnie Martin de Candre oraz Le Perre Lucien. Efektywność golenia Martin de Candre stoi na najwyższym poziomie – zarówno poślizg jak i amortyzacja są rewelacyjne – bez wahania przyznaję 10/10 pkt. Martin de Candre to lepsze mydło niż Le Perre Lucien.

Dodaj komentarz