Wszystko zaczęło się rok temu, gdy z kolegą Lewym dyskutowałem, jak męczące są starania mające zapobiec pokrywaniu się szarym nalotem brzytwy. Postanowiłem sprawić sobie brzytwę ze stali nierdzewnej według własnego projektu.

Dla mnie brzytwa jest narzędziem, którego używam niemal codziennie. Nie darzę go jakąś przesadną atencją. Ma dobrze golić i ładnie wyglądać. Wiem, że wielu użytkowników przetrzymuje swoje brzytwy poza łazienką, by ograniczyć kontakt z wilgotnym powietrzem. Ja tak nie robię. Brzytwa ma być dla mnie, a nie ja dla niej. Właśnie z powodu niezłej odporności na rdzę bardzo często używałem chińskiej Gold Dollar 209. Niestety, do piękności zdecydowanie brzytwa ta nie należy, że posłużę się takim eufemizmem. Właśnie dlatego radziłem się kolegi jaką brzytwę powinienem kupić. Wstępnie ustalone warunki były trzy – ma być ładna, ma być odporna na korozję i ma dobrze golić. Jeśli chodzi o jakość i komfort golenia, w mojej ręce najlepiej sprawdzają się brzytwy z trochę grubszym szlifem, powiedzmy około ½–1/4 hollow. Te o grubości papieru jakoś nie do końca mi pasują. Czubek wolałem żeby miał mały promień skrętu, tak by łatwiej nim operować pod nosem – skrzyżowanie kwadratowego z hiszpańskim i fryzjerskim. No i zostały jeszcze okładki. Wolałem drewno, ale nie takie z jakiego wykonane są cepeliowskie łyżki. Zawsze bardzo podobał mi się korzeń tui. Oczami wyobraźni widziałem również heban inkrustowany srebrem. Będąc jednak realistą ten ostatni pomysł odłożyłem na przyszłość. Trzeba byłoby najpierw zapisać Lewego na czeladnika do jakiegoś mistrza inkrustacji drewna.

Lewy rzucił propozycję kilku wytwórców, w tym Riga Razors, Koraat-Knives, Thiers-Issard. Przejrzałem oferty i takiej brzytwy, która by mi odpowiadała w 100% nie znalazłem. Owszem, natrafiłem na sporo naprawdę pięknych egzemplarzy, ale takiego który pasowałby do wszystkich założeń wstępnych po prostu nie było. Pomysł zakupu brzytwy „ostatecznej” odłożyłem ad acta.

Projekt i produkcja

Na początku tego roku Lewy pochwalił mi się, że dał do zahartowania wykonane przez siebie ostrze brzytwy. Dodał, że zamówił też kolejne ostrze według własnego projektu. Od razu spytałem kto takie rzeczy robi. Dowiedziałem się, że to producent brzytw i noży – Sebastian Cichomski z Cichy Knives. Szybko wygooglowałem kilka brzytw wykonanych przez Cichego. Były różne, w tym i takie, które pasowałyby do toalety Frenkensteina. Większość mi się podobała. Jeśli idzie o materiał na okładki, Cichy ewidentnie zapatrzył się na hybrydy drewna i kolorowych żywic. Wyczytałem, że duża część została wykonana na zamówienie, zgodnie z oczekiwaniem klientów. Z dzieł Cichego szczególnie podobały mi się ostrza brzytw. 

Zapytałem Lewego, czy mógłby i dla mnie zamówić ostrze i dołożyć swoje okładki. Po uzyskaniu zgody od Cichego zabrałem się za rysowanie ostrza. Lewy przysłał mi swój projekt, ale ja miałem trochę inne wyobrażenie „tej jedynej”. 

Chciałem żeby ostrze miało bardziej „tasakowy” charakter, za to szyjka miała być smukła jak u sarenki. Tak narysowałem. Niestety Lewy (z zazdrości pewnie 😉) kazał mi przerobić szyjkę, czyniąc ją grubszą – „bo nie będzie wygodna”. Taaa… Z bólem, ale poprawiłem kształt. Sarenka przestała być sarenką.

Jak się póżniej okazało, z wykonaniem ostrza według mojego projektu Cichy miał nie lada problem, ale w końcu się udało. Wiem, wiem. Po co nawydziwiałem, że grzbiet w przekroju ma być taki jak górna część szlifu diamentowego? No po co? Ważne, że się udało.

Ja również nie próżnowałem, na czym skorzystała przy okazji rodzina. Wybraliśmy się do Maroka. Wiadomo – kraj turystycznie atrakcyjny. Jednak na mnie ciążyło zadanie znalezienia materiału na okładki. Samo drewno tui trudne było do kupienia, za to wszędzie oferowane były z niego wyroby – patery, rzeźby, flakoniki itp. Dla mnie oczywiście najcenniejsze były proste kształty. Najchętniej kupiłbym deskę do krojenia, ale jej nie znalazłem. Za to patera pasowała idealnie.

Próbowałem znaleźć również wersję bez wycięcia z boków na ręce, ale sprzedawcy jakoś nie mogli mnie zrozumieć, że chciałbym nabyć coś takiego. 

W końcu drewno trafiło do Lewego, a w ślad za nim projekt okładek. Wiedziałem, że nie mogę narysować idealnego kształtu, bo wtedy projekt zostałby przez Lewego (z zazdrości 😉) ocenzurowany.

Również i produkcja okładek nie była łatwa, bo korzeń tui to drewno kruche i dopiero za drugim razem udało się uzyskać oczekiwany kształt.

Welcome home!

Na początku maja gotowa brzytwa trafiła w moje ręce. Przyznam się, że po prostu oniemiałem.

Wygląd brzytwy przerósł moje oczekiwania. Chciałem, aby tak wyglądała, ale szczerze mówiąc nie bardzo wierzyłem, że uda się to osiągnąć.

Korzeń tui pokazał swoją najlepszą stronę. Okładki zostały po mistrzowsku wyprofilowane i pokryte wieloma warstwami cyjanoakrylu.

Patrzyłem z boku na ostrze i nie mogłem uwierzyć, że ręcznie udało się osiągnąć takie zgrabne wcięcie szlifu na szyjce.

Jakość samego szlifu jest świetna. Złośliwie podłożyłem książkę, aby dostrzec niedoskonałości, ale nic z tego. Szlif rewelacyjny i o takim wcięciu jak chciałem.

Jedyne co nie do końca wyszło, ale to już wyłącznie z mojej winy, to za mało ząbków. Po kilku użyciach doszedłem do wniosku, że powinno ich być 10 mm więcej w stronę czubka. Ale i tak chwyt jest pewny i piszę to tylko dlatego, aby obiektywnie wskazać i niedociągnięcia, w tym przypadku wynikające z mojego zerowego doświadczenia jako projektanta brzytw.

Golenie

Pytanie jak ta brzytwa goli. Aby na nie odpowiedzieć czekałem prawie miesiąc, codziennie goląc się moją sarenką. Jako golidła przeważnie używałem żółtej pianki Proraso i tylko od czasu do czasu sięgałem po normalne mydło do golenia.

Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że to najlepsza brzytwa jaką dane mi było używać, a całkiem sporo przewinęło się przez moje ręce. Nie jest taka „papierowa” jak Charlex, a z drugiej strony nie jest to trudniejszy w codziennym goleniu prawie klin, jaki znam z mojego Wade & Butchera. Goli stosunkowo cicho (marka do czegoś zobowiązuje!), ale dźwięk jest na tyle wyraźny, aby bez problemu wyczuć kiedy golenie jest idealne. No i w tym momencie dochodzimy do najważniejszej części opisu. Brzytwa Lewy-Cichy jest ostra, ale i łagodna. Tnie zarost bez problemu, ale możne wiele razy jeździć po skórze bez obawy, że powstaną podrażnienia. Pod tym względem sarenka jest podobna do posiadanej przeze mnie Pumy, choć niemiecka starowinka aż tak dobrze się nie spisuje.

Jak ktoś golił się brzytwą to wie, że po tygodniu golenia skóra jest w lepszym stanie niż po goleniu czymkolwiek innym. Nie wiem z czego tak wynika, ale to fakt. Więc po tygodniu stało się to trochę nudne, bo co jeszcze można zrobić, gdy uzyskuje się idealną gładkość, nie ponosząc w wyniku golenia jakiegokolwiek szwanku. Naprawdę nic. Nie ma żadnych czerwonych kropek, żadnego podrażnienia, a golenie jest na gładko i satysfakcjonującą mnie gładkość mam aż do późnego wieczora.

Doskonale sprawdza się ten wysunięty czubek. Właśnie na to liczyłem, że będzie łatwiej wygalać okolice dziurek w nosie. Dla mnie to rejon najtrudniejszy i jeżeli mam czerwone kropki to właśnie tam, albo w promieniu 1-1,5 cm. Wszędzie indziej mogę się golić byle czym i byle jak.   

Przez miesiąc brzytwa nie straciła nic na ostrości. Zgodnie z przewidywaniem, ostrze nie zmatowiło się pomimo nie cackania się z nim. Owszem, po każdym goleniu brzytwę wycieram, ale nie mogę powiedzieć, abym się jakoś bardzo starał o dokładność. 

Parametry techniczne:

  • masa – 68,3 g,
  • typ ostrza – uśmiechnięty,
  • szlif między 1/2 a 1/4,
  • długość krawędzi ostrza – 75,5 mm
  • długość całego ostrza – od ogona do czubka – 159 mm
  • szerokość ostrza – 24,0-22,8 mm (w środku 23,0 mm, czyli ok. 15/16”; 7/8” = 22,2 mm, 15/16” = 23,8mm)
  • materiał ostrza – stal stopowa, narzędziowa N690 (Böhler Edelstahl).

Podsumowanie i ocena

Brzytwa Lewy&Cichy to w mojej ocenie idealne narzędzie golące. Łączy to co dla mnie ważne – wspaniały wygląd, doskonałe golenie i wytrzymałość na rdzę. Ile razy na nią patrzę, tyle razy się uśmiecham. Wykonanie jest niemal perfekcyjne, na absolutnie najwyższym, światowym poziomie. Każdemu życzę takiego nabytku. 

Moja ocena 10/10

  • wygląd – 10/10
  • wykonanie – 10/10
  • komfort golenia –10/10
  • komfort eksploatacji (np. przechowywanie, konieczność częstego ostrzenia itp.) – 10/10.

Ten post ma 21 komentarzy

  1. Emil

    Śliczna, muszę zobaczyć na żywo.

  2. Laki_Luk

    Oj, nie ukrywam, że robi wrażenie… duże!

  3. CICHY

    Cieszę się niezmiernie 🙂
    Pozdrawiam.

  4. arturro

    Nooo Panowie 🙂 wszyscy jesteście Mistrze (Cichy najbardziej :))
    co do szyjki to niestety Lewy miał racje IMO tak że nie narzekaj 😉

    Nie napisałeś o cenie (gentelman ?) – rozumiem ale…

    pozdrawiam
    a

    1. Mirosław Florek

      Bo z tą ceną nie jest tak prosto. Materiał na okładki miałem własny, z Lewym też miałem swoje rozliczenia. Lewy zamawiał sam ostrza (blanki) u Cichego. Projekt wykonywałem sam. Nie da się więc tego policzyć. U Cichego brzytwa kosztuje powyżej 1000 zł. Górna granica pewnie nie jest wyznaczona. Myślę, że taka brzytwa jak w recenzji powinna kosztować minimum 1200 zł. Czyli wychodzi dwa razy więcej niż Bismarck 6/8 od Dovo z plastikowymi okładkami. Jakość wykonania Cichy&Lewy jest oczywiście wyższa, poza tym jest to custom.

  5. Eugeniusz Piotrowski

    Bo też pytanie o cenę zadane w sposób niewłaściwy. Należało by się zapytać ile taka brzytwa powinna kosztować, czy też jaką ma wartość. Jesteśmy i żyjemy w globalnym świecie więc można porównać jak są wyceniane tego typu wyroby na rynkach światowych. W/g mojego rozeznania to w granicach 500 – 1500 USD. Trydno cenę takiego jednostkowego wyrobu przyrównywać np. do Bicmarcka produkowanego seryjnie. Produkowanego a nie wykonywanego jak ten wyrób. To nie jest tylko brzytwa, to jest zarazem małe dzieło sztuki. Więc ciesz się, bo zapłaciłeś conajmniej o połowę mniej niż jest jej wartość. Cena w tym wypadku każda jest dobra za jaką wykonawca swoje dzieło chce sprzedać, a nabywca tą cenę akceptuje.
    Gienek

    1. Mirosław Florek

      No dobrze, to zamiast Dovo weźmy np. Koraat. Kto miał je w rękach to wie, że są to instrumenty golące wykonane naprawdę dobrze, lepiej niż wspomniany Bismarck. Tutaj są przykładowe ceny: https://www.rasurpur.de/english/shop/koraat/ Pełny cennik można znaleźć na stronie firmowej Koraata. Brzytwy Riga Razor kosztują też mniej więcej tyle samo co Koraat i podobnie jak one są robione metodami rzemieślniczymi. Za 300-400 Euro w obu firmach można naprawdę coś fajnego zamówić. Dlaczego to piszę? Bo warto jednak zachować umiar w szacowaniu wartości, a w zasadzie ceny. Cóż mnie jako klienta obchodzi, że człowiek musiał narobić się prymitywnymi narzędziami. Ważne jest to, jaki uzyskał efekt. Tak na marginesie, Cichy ma coraz lepiej wyposażony warsztat, więc porównywanie go do Koraata jest jak najbardziej na miejscu. W mojej ocenie ta konkretna brzytwa gdyby znalazła się w ofercie Koraata czy Riga Razors kosztowałaby nie więcej niż 400 Euro, a może nawet koło 350. Sprawa mojej brzytwy jest o tyle inna, że była robiona w dużym stopniu na zasadach koleżeńskich. Cichy co prawda zajmuje się produkcją zarobkowo, ale Lewy już nie. Inna sprawa, że „custom”, a więc zrobienie według czyjegoś indywidualnego pomysłu też powinno więcej kosztować.

      Pozdrawiam, Gienku. Cieszę się, że tu wpadłeś.

      1. Eugeniusz Piotrowski

        Tylko że Korat to także brzytwy seryjne a nie jednostkowe. Nawet firmy produkujące brzytwy w sposób seryjny gdy wypuszczają serię limitowaną to ona zazwyczaj także jest na poziomie 2 lub 3x cena brzytwy seryjnej. Na końcu poprzedniej wypowiedzi określiłem przecież że ta cena jest dobra, ponieważ została zaakceptowana przez wszystkie strony transakcji.
        Pozdwawiam i cieszę się ze spotkania tutaj
        Gienek

  6. Laki_Luk

    Ja przyznam szczerze, że gdy przeczytałem, że tak piękny przedmiot, w dodatku całkowicie unikatowy można zdobyć za 1000-1200 zł, nabrałem dużej chęci, by skontaktować się z Mirkiem i poprosić o pomoc w temacie. Wymarzyłem już sobie nawet okładziny z czarnego dębu.

    Niestety moje ograniczone zdolności manualne (zwłaszcza lewa ręka, która u mnie jest bardzo _lewa_) powodują, że mógłbym się cieszyć wyłącznie z posiadania (nie zaś użytkowania) tego pięknego przedmiotu.

    1. Mirosław Florek

      Jeśli chcesz taką brzytwę nabyć, skontaktuj się z Cichym. Wiem, że szybko odpowiada na swojej fejsbukowej stronie. Natomiast co do golenia lewą ręką, to ja jej używam wyłącznie do naciągania skóry. Był okres, gdy goliłem się obiema rękami, ale w końcu doszedłem do wniosku, że robię to wyłącznie dlatego, aby było „dobrze”, czy też zgodnie ze sztuką. Teraz golę się wyłącznie prawą i nie ma miejsca na twarzy, które w związku z tym było niedogolone. Pisałem to już wielokrotnie – po przejściu okresu nauki, który trwa różnie, ale powiedzmy ok. miesiąca, golenie brzytwą nie jest wielkim wyzwaniem. Jedyny problem to czas. Owszem, mogę ogolić się w 10 minut, ale będzie to jedno przejście. Jeśli mam się ogolić na dwa przejścia, to razem z wyrobieniem piany zajmuje to bez pośpiechu ok. 20 minut. Maszynką na żyletki jest jednak szybciej.

  7. Eugeniusz Piotrowski

    Skąd się wzięło pojęcie że golenie zgodne ze sztuką to przy użyciu obu rąk. Całe lata, a ich trochę mam wiedziałem że do golenia używa się jednej ręki. Czy znajdziecie gdzieś na starych filmach aby ktoś golił się używając dwóch rąk? To dopiero wspólczesne fora brzytwiarskie rozpropagowały golenie dwuręczne. Ja się goliłem zawsze jedną ręką i nie zamierzałem nigdy inaczej. Jedna z powodzeniem wystarczy. Podobnie jest z wecowaniem brzytwy. Zawsze używano wyłącznie pasa skórzanego, dopiero od stosunkowo niedawna część brzytwiarzy używa dodatkowego pasa materiałowego, co nie znaczy że tak należy. Ja używam wyłącznie skórzanego.
    Zwróćcie ponadto uwagę że prawie wszyscy po opanowaniu golenia brzytwą stawiają ją przed maszynką właśnie za komfort golenia, skuteczność i brak podrażnień i skaleczeń. Nie uważam też że golenie maszynką jest szybsze. Ja się golę z pianą na ciepło 7 – 8 minut jednokrotnie z małymi poprawkami, a co pozwala mi uzuskanie efektu w pobliżu PN.
    Gienek

    1. Mirosław Florek

      Mamy tu kilka zmiennych. Najważniejsza jest oczywiście technika. Poza tym istotną rolę odgrywają: narzędzie (ostrość!) oraz zarost i skóra. Ja w jednym przejściu nie jestem w stanie ogolić się dobrze brzytwą. Żeby móc się cieszyć gładkim licem, przynajmniej jedno przejście musi się odbyć pod włos. Od biedy jestem w stanie przelecieć na raz pod włos, ale wtedy muszę się liczyć z czerwonymi kropkami w okolicach ust i pod nosem. Lepiej przy jednym przejściu sprawdza się maszynka na żyletki. Natomiast gdy mam dosłownie kilka minut na toaletę i nie mogę sobie pozwolić na występy z zacięciami, wtedy najlepszym rozwiązaniem jest dla mnie dobry nożyk wieloostrzowy plus pianka w puszce. Z racji, że jestem wrogiem rygoryzmu, ta ostatnia kombinacja nie jest dla mnie problemem.

  8. Eugeniusz Piotrowski

    Skąd się wzięło pojęcie że golenie zgodne ze sztuką to przy użyciu obu rąk. Całe lata, a ich trochę mam wiedziałem że do golenia używa się jednej ręki. Czy znajdziecie gdzieś na starych filmach aby ktoś golił się używając dwóch rąk? To dopiero wspólczesne fora brzytwiarskie rozpropagowały golenie dwuręczne. Ja się goliłem zawsze jedną ręką i nie zamierzałem nigdy inaczej. Jedna z powodzeniem wystarczy. Podobnie jest z wecowaniem brzytwy. Zawsze używano wyłącznie pasa skórzanego, dopiero od stosunkowo niedawna część brzytwiarzy używa dodatkowego pasa materiałowego, co nie znaczy że tak należy. Ja używam wyłącznie skórzanego.

    Gienek

    1. Mirosław Florek

      Żyjemy w czasach postprawdy i bardziej liczy się w to co wierzymy oraz sposób jak tę wiarę przekazujemy, a nie twarde fakty. Na dodatek mamy w swojej służbie potęgę prywatnych środków masowego przekazu, które potrafią replikować mity (a również zwykłe brednie) w nieskończoność.

      Akurat w to, że dobrze można się ogolić obiema rękami wierzę oczywiście w 100%. W pełni jestem również przekonany, że osoba praworęczna może się ogolić lewą ręką, jeśli wystarczająco długo potrenuje. Choć zgadzam się, że w niektórych miejscach chwyt brzytwy drugą ręką byłby bardziej naturalny, fakty jednak potwierdzają, że dobrze działająca prawa ręka (lewa w przypadku osób leworęcznych) bez problemu początkowo występujące niedogodności w pełni niweluje.

      Z tym pasem płóciennym czy też jeansowym też się z Tobą, Gienku, zgadzam. To w mojej ocenie wyłącznie maść na szczury. Próbuję od czasu tej maści użyć i nie widzę jakiejkolwiek różnicy. Natomiast to co robi różnicę i każdemu polecam z pełnym przekonaniem, to pasta diamentowa, która potrafi doprowadzić ostrze do „laserowej” ostrości.

  9. Rafał Lewandowski

    Bardzo mi miło, że ta kooperacyjna brzytwa wywołała tak rzeczową dysputę 🙂
    Kilka słów z mojej strony dotyczących tego unikatowego wyrobu.
    Tak więc, na sam początek, projekt przysłany od Ciebie Mirku, nie przypadł mi za bardzo do gustu 🙂 Cóż. Mając w pamięci jednak okładki do Charlexa, które też mi się nie podobały na papierze, natomiast na brzytwie wyglądały super, zaufałem. I się nie pomyliłem kolejny raz.
    W czasie wykonywania okładzin, wprowadziłem kilka drobnych zmian w stosunku do projektu. To co działa w teorii, nie zawsze wyjdzie na zdrowie w praktyce. Nieco wydłużone okładziny (aby dało się wprawić klin i zanitować), minimalnie przeprofilowany czubek oraz co najważniejsze, przeniesione logo Cichego z szyjki brzytwy na powierzchnię samego ostrza. Ostatnia zmiana była niezbędna gdyż okładziny zasłaniały logo. Dzięki Sebastian za przesłanie gotowych szablonów 😉 Tym oto sposobem i mój wpływ na ostateczny kształt został wprowadzony.
    Kola słów o stali N690. Naostrzyć o zera do shave ready – 3 dni. nie liczę wecowania na tlenku chromu i czystych pasach. Wynik jest jednak wart tego zachodu. Stal nierdzewna jest jak dla mnie trudna do ostrzenia, jednak wygląda, że długo trzyma ostrość i jest mile łagodna podczas ostrzenia.
    Na koniec, o drewnie thuji. Praca z nim to mieszanka pracy sapera oraz Syzyfa 🙂 Kruche jak prażynka a za razem miękkie i oleiste. Do czasu utrwalenia go cjanoakrylem, trzeba być gotowym na porażkę.

    1. Mirosław Florek

      Więcej komplementów nie będę dodawał, bo jest ich wystarczająco w recenzji. Tak mi się apetyt rozbudził, że załatwiłem kilka kawałków hebanu, prosto z Afryki, a nie od jakiegoś pośrednika. Może warto byłoby zrobić jeszcze jedną brzytwę wg tego wzoru? 😉 Mam też materiał dla Ciebie, Lewy.

  10. Marcin

    Brzytwa piękna i nie da się tego ukryć, można tylko zazdrościć 😀
    Ja mam jednak pytanie związane z ostrzeniem a w sumie wykańczaniem na paście diamentowej. Mirku czy mógłbym prosić o polecenie jakiejś. Ja obecnie używam tlenku chromu i pasa ale chciałbym zobaczyć co daje diament jednak taki już przetestowany i znany z użycia. Będę wdzięczny za odpowiedź w tym temacie.
    Pozdrawiam
    Marcin

    1. Mirosław Florek

      Tlenek chromu z pewnością działa, ale efekty nie są w mojej ocenie spektakularne. Trochę trzeba się najeździć. 🙂 Pasta diamentowa działa bez porównania szybciej. Ja kupiłem na Aliexpress: https://pl.aliexpress.com/item/50g-bottle-Diamond-Polishing-Lapping-Paste-Compound-Syringes-0-5-28-Micron-Glass-Metal-Grinding-Polishing/32806044056.html?spm=a2g0s.9042311.0.0.27425c0fnHAgFD
      Jest jej tak dużo, że wystarczy na całe życie. Pastę nakładam na pas skórzany, którego już nie używałem.

      Kupiłem też płytkę diamentową 12K bodajże, ale nie umiem jej używać i wysłałem Lewemu, żeby ją ogarnął. Nie wiem, czy dał radę.

  11. Marcin

    Mirku a którą z tych past używasz? Mają od 0.5 do 40 mikronów choć podejrzewam że wchodzą w grę tylko te najniższe wartości.
    Co do płytki to też myślałem ale na razie starczają mi kamienie a czekam obecnie na 10 i 12 k w naturalnym wydaniu. Zobaczymy jakie będą efekty jak przyjdą i się nimi zajmę.

    1. Mirosław Florek

      0,5 um

Dodaj komentarz