Korzystając z okazji krótkich wakacji w Maroko postanowiłem odwiedzić tamtejszych golibrodów. Wiedziałem, że nie każdego dnia taka wizyta będzie możliwa, dlatego zabrałem jeszcze ze sobą minimalistyczny zestaw goleniowy – maszynkę Mühle Sophist, dwie żyletki Treet Dura Sharp oraz… uwaga… piankę w puszce Yves Rocher Men Sensitive. Czemu ta pianka, a nie krem albo mydło i pędzel? Z doświadczenia wiem, że na takich wyjazdach nie zawsze jest czas na wyrabianie piany. Pianka jest wygodna i załatwia sprawę. Poza tym to prezent od córki, która od czasu do czasu podpytuje jak się podarunek sprawuje.

***

Pierwszy poranek w Marakeszu zapowiadał ładny dzień. Było słonecznie, choć równocześnie dość chłodno. Zimne noce to standard w północnej Afryce o tej porze roku. Rodzina jeszcze spała, więc cicho się ubrałem i wyszedłem w poszukiwaniu zakładu fryzjerskiego. Mieszkaliśmy w medynie, blisko suku, czyli arabskiego targu. Po kilku minutach byłem już w zadaszonej części ulicy Riad Zitoun Lakdim, prowadzącej do centralnego placu miasta – Jemaa el-Fna.

Riad Zitoun Lakdim
Riad Zitoun Lakdim (Marakesz, Maroko)

Dochodziła ósma. O tej porze w Europie zakłady fryzjerskie są otwarte. Tutaj jednak, poza punktami gastronomicznymi, większość sklepów i zakładów usługowych była zamknięta. Poprosiłem więc o pomoc sprzedawcę w budzie z czymś do jedzenia. Mówił po angielsku i wskazał mi zakład dosłownie 50 metrów dalej.

Zakład fryzjerski na Riad Zitoun Lakdim
Zakład fryzjerski na Riad Zitoun Lakdim w Marakeszu

Drzwi były zamknięte, ale przez szybę zauważyłem, że ktoś na zapleczu się kręci. Zapukałem i po chwili otworzył mi pan w podeszłym wieku. Zapytałem po angielsku o golenie, ale nie zostałem zrozumiany. Usłyszałem w odpowiedzi kilka słów po francusku. No cóż, ja tego języka nie znam. Pokazałem więc gestem golenie. Jegomość się uśmiechnął i zaprosił do środka. Usiadłem na fotelu. Zakład wyglądał mocno obskurnie, ale ja byłem twardy.

Wnętrze zakładu fryzjerskiego na Riad Zitoun Lakdim
Wnętrze zakładu fryzjerskiego na Riad Zitoun Lakdim

Golibroda napuścił do kubeczka wody, wziął pędzel i zwilżył mi zarost. Następnie nałożył porcję tureckiego kremu do golenia Blix i zaczął wyrabiać pianę. Długo to trwało, co dawało nadzieję na dobre golenie. Po pewnym czasie na twarzy kłębiła się piana. Fryzjer sięgnął po szawetkę, polał ją spirytusem i podpalił. Gdy płomień zgasł, pan umieścił w niej połówkę żyletki. Zapytałem o markę i dowiedziałem się tylko, że ostrza są francuskie. To oczywiście komplement w Maroku. Spojrzałem na opakowanie i od razu przypomniało mi się, że SuperMax to indyjska produkcja. Nigdy ich nie używałem, ale słyszałem, że są bardzo słabe. No cóż, trzeba będzie cierpieć. Mam przynajmniej nadzieję, że żyletka jest nowa – pomyślałem. 

Zakład fryzjerski na Riad Zitoun Lakdim
Zakład fryzjerski na Riad Zitoun Lakdim

Pierwsze przejście golenia odbyło się z włosem. Widać było, że golibroda miał wprawę. Ruchy były pewne i szybkie, ale miałem wrażenie, że żyletka trochę ciągnie. Potwierdziły się więc obawy odnośnie jakości ostrza. Po zakończeniu pierwszego przejścia pan nałożył pianę ponownie i zaczął golić drugi raz. Jakież było moje zdziwienie, gdy zauważyłem, że i to przejście odbywa się z włosem. Hmmm… Raczej nie będzie idealnej gładkości – zacząłem gderać w myślach. Gdy resztki piany zniknęły z twarzy, fryzjer zaczął palcami badać efekt, po czym zwilżał skórę i poprawiał niedoróbki. Gdy już uznał, że golenie się zakończyło, naniósł na goloną skórę trochę jakiegoś kremu dokładnie go rozsmarował. Najpewniej pod nosem zauważył jakąś czerwoną kropkę, bo sięgnął po spory kawałek ałunu włożony w opakowanie po dezodorancie Nivea i mocno przycisnął go do ranki. Zdjął ze mnie pelerynkę i na tym usługa się zakończyła. Zapytałem o należność. Wyszło 50 dirhamów, czyli 20 zł. Niby niedużo, ale pamiętajmy, że ceny usług w Maroko są sporo niższe niż w Polsce, a poza tym golenie u fryzjera to czynność wykonywana tu rutynowo, a ta na dodatek odbyła się w obskurnej budzie. Zapłaciłem i wyszedłem. Szybko oceniłem jakość golenia. Było bardzo niedokładnie. Owszem, ogolony zostałem wszędzie i równo, ale o gładkim goleniu nie ma mowy.

***

Do golenia drugiego dnia przygotowałem się trochę lepiej. Wiedziałem, że gro fryzjerów otwiera swe zakłady dopiero o 10:00 albo i później. Niektóre, te bardziej markowe, rozpoczynają świadczenie usług dopiero o 10:00. Ponieważ śniadanie podawane było o 9:00, zaraz po jego zakończeniu poszedłem wspominaną już wcześniej ulicą Riad Zitoun Lakdim w stronę placu Jemaa el-Fna.

Suk w Marakeszu
Suk w Marakeszu (Maroko)

Będąc na zakupach dzień wcześniej przechodziłem obok dobrze wyglądającego salonu barberskiego Barber Elegance Club, przy ulicy Riad Moukha. Niestety, właśnie tam  były bardzo dziwne godziny otwarcia – od 11:00 do 18:00 a później 21:00 do północy. Poza tym za golenie panowie kazali sobie dość słono płacić – aż 95 dirhamów, czyli prawie 40 zł.

Barber Elegance Club w Marakeszu
Barber Elegance Club w Marakeszu (Maroko)

Moim celem był zakład z wieloletnimi tradycjami, ulokowany na placu Jemaa el-Fna 21. Przy wejściu siedział staruteńki dziadunio.

Zakład fryzjerski przy Jemaa el-Fna 21 w Marakeszu (Maroko)
Zakład fryzjerski przy Jemaa el-Fna 21 w Marakeszu (Maroko)

Pomyślałem sobie nawet, że może czeka na swoją kolej. Mimo tego wszedłem do wnętrza i zapytałem o ogolenie. Pan przytaknął i gestem wskazał fotel, po czym przywołał staruszka siedzącego na zewnątrz. No pięknie. Mam nadzieję, że chłopina nie ma parkinsona. Fryzjer nałożył na twarz porcję kremu do golenia Fa, nalał do mosiężnej miseczki wody, zmoczył pędzel i zaczął wyrabiać pianę. Wyrabiał bardzo długo, ale nie stworzył brody Świętego Mikołaja. Ciekawe, że omijał okolice pod nosem, czyli wąs. Na sucho będzie tam jechał? – martwiłem się. Do szawetki w końcu włożył połówkę żyletki Derby i rozpoczął golenie. Szło mu bardzo dobrze. Nic nie szarpało, nie czułem żadnego dyskomfortu. To co zauważyłem od razu, to mocne naprężanie skóry. Gdy skończył pierwsze przejście, nałożył pianę ponownie i zaczął golić pod włos. Golenie było bardzo sprawnie przeprowadzane. Pomimo tego, że żyletka Derby nie jest szczytem ostrości, nie czułem żadnego szarpania. Fryzjer często ręką badał jakość golenia i w razie potrzeby poprawiał. W końcu nałożył pianę pod nosem, cierpliwie wmasował ją palcami, odczekał jakiś czas i zaczął golić w poprzek. Tym razem ostrze czułem mocniej. Po chwili fryzjer uznał, że golenie jest zakończone. Zastosował jeszcze jakiś płyn po goleniu, pachnący jak bursztynowy Floid, który wysuszył machając ręcznikiem, a następnie zabieg wykończył talkiem kosmetycznym. Myślałem, że to koniec ale nie. Z szuflady wyjął małe nożyczki i dobrał się do włosków w nosie. Pamiętam o tym zabiegu sam i mam wrażenie, że nie było potrzeby, aby golenie rozszerzyć i na ten obszar, ale zabieg odebrałem to pozytywnie. Gdy skończył z nosem, spojrzał na brwi i przyciął ich kilka. Należność wyniosła 35 dirhamów (15 zł), czyli dużo taniej niż u tego partacza z wczoraj. Dałem solidny napiwek i wyszedłem. Ręką sprawdziłem dokładność. Było bardzo dobrze. No może nie osiągnąłem idealnej gładkości, ale stosunkowo niewiele brakowało.

Zakład fryzjerski przy Jemaa el-Fna 21 w Marakeszu (Maroko)
Zakład fryzjerski przy Jemaa el-Fna 21 w Marakeszu (Maroko)

Na tym zakończyły się moje golenia w zakładach fryzjerskich w Marakeszu. Co prawda wrócę tu jeszcze przed powrotem do Polski na jeden dzień, ale ze względu na wczesną godzinę lotu, będę musiał poradzić sobie z zarostem sam.

***

Kolejny goleniowy dzień wypadł w mieście As-Suwajra (Essaoira), na wybrzeży Atlantyku. Piękna, choć jak większość arabskich arabskich miast, bardzo zaniedbana medyna jest wpisana na listę Światowego dziedzictwa kultury UNESCO. W okolicy naszego hotelu żaden fryzjer przed dziesiątą nie był czynny, w związku z czym postanowiłem ogolić się w oddalonej o 1,5 km medynie, dokąd pojechaliśmy bryczką.

Brama do medyny w As-Suwajra (Essaoira, Marakesz)
Brama do medyny w As-Suwajra (Essaoira, Marakesz)

Pierwsze kroki skierowałem do suku, ale tam nie znalazłem żadnego, godnego zaufania fryzjera. Poza tym można było kupić niemal wszystko, łącznie z połówką krowy.

Brama do medyny w As-Suwajra (Essaoira, Marakesz)
Brama do medyny w As-Suwajra (Essaoira, Maroko)

Dopiero gdy wyszedłem z suku, na jednej z setki wąskich uliczek trafiłem na interesujące mnie miejsce. Fryzjer był dosyć młody. W każdym razie mógłby być synem moich poprzednich usługodawców.

Zakład fryzjerski w As-Suwajra (Essaoira, Marakesz)
Zakład fryzjerski w As-Suwajra (Essaoira, Maroko)

Cena tradycyjnego golenia – 25 dirhamów – widniała na tabliczce przed wejściem. Fryzjer zaprosił mnie na fotel, zwilżył twarz, naniósł porcję kremu Derby, wyrobił pianę i bez ceregieli przystąpił do golenia. Poczułem, że to fachowiec. Ruchy były szybkie, precyzyjne. Jedno przejście, a zaraz po nim drugie przejście zakończył błyskawicznie. Nie mierzyłem czasu, ale trwało to może z 10 minut. Na koniec wyciągnął nożyczki i zaczął wycinać wyimaginowane włoski w nosie. Następnie przeleciał jeszcze kark, a na twarz nałożył jakiś krem pachnący jak Nivea. Zapłaciłem należność wraz z napiwkiem. Warto było! Golenie było podobnej klasy jak poprzedniego dnia, a może i lepsze. Idealnej gładkości oczywiście nie otrzymałem, ale na to przestałem nawet liczyć. Efekt i tak mnie zadowolił.

***

Czwarte i ostatnie golenie u marokańskiego fryzjera przeprowadziłem również w As-Sawirze. Tak samo jak poprzedniego dnia, zakład zlokalizowałem w medynie. Fryzjer był młody i najwyraźniej sympatyzował z jakimś klubem piłkarskim, bo cały zakład obwieszony był jego flagami. Golenie było bardzo podobne jak pierwszego dnia – dwa przejścia z włosem. Zapłaciłem aż 50 dirhamów, a w zamian dostałem łatwą do przewidzenia jakość. Po prostu tragedia. Jeszcze podczas wykonywania usługi wiedziałem, że będzie słabo, więc gdy tylko fryzjer skończył, zaraz sprawdziłem ręką gładkość i zwróciłem uwagę na niedoróbki. Zaczął mi tłumaczyć, że nie chce golić pod włos, bo pojawią się podrażnienia. Poważnie? – pomyślałem. Widząc iskry w moich oczach golibroda wziął szawetkę w rękę jeszcze raz i zaczął poprawiać. Na sucho! Aż zagotowałem się ze wzburzenia. Zapłaciłem i wyszedłem, machając przy tym ręką ze zrezygnowaniem. Z tego wszystkiego nie zrobiłem żadnego zdjęcia.

***

Dalsza część naszej wycieczki miała miejsce w znanym z wodospadów, położonym w Górach Atlas miasteczku Ouzoud. 

Wodospad w Ouzoud (Maroko)
Wodospad w Ouzoud (Maroko)

Na miejscu za dnia było chłodno, ale dzięki słońcu nawet przyjemnie. Niestety, szczególnie ostra, górska zima wiązała się z mroźnymi nocami, więc rano było bardzo rześko. Z różnych względów nie byliśmy przygotowani na wędrówki w temperaturach bliskich zeru, więc postanowiliśmy jak najwcześniej wrócić z Ouzoud do Marakeszu, aby nie marnować połowy dnia. Nie sprawdzałem nawet, czy jest na miejscu jakiś fryzjer.

Czas więc sięgnąć po pianę z puszki i maszynkę na żyletki. W łazience było zimno jak w psiarni. Według Marokańczyków, trafiliśmy na jedną z najchłodniejszych zim od wielu lat. Najwyraźniej właściciel Riad Cascades d’Ouzoud uznał, że goście zrozumieją, że „taki mamy klimat”. W pokoju w końcu, po wielu godzinach pracy wyproszonego grzejnika udało się doprowadzić temperaturę do akceptowalnego poziomu. Jak to się stało, że z takim serwisem nasi gospodarze uzyskali aż 4,5/5 aż ze 181 recenzji? Nie wiem. W każdym razie będą mieli jedną recenzję więcej i trochę słabszą ocenę. Wracając do golenia, chciałem je po prostu zaliczyć i jak najszybciej wyjść z łazienki. Oczywiście nie umyłem włosów, ale po prostu zwilżyłem twarz ledwie ciepłą wodą i nałożyłem piankę. Pachniała delikatnie, ale przyjemnie. Do maszynki Mühle Sophist (R89) włożyłem pakistańską żyletkę Treet i zacząłem się golić. Spróbuję jednego przejścia. Może się uda. Z konieczności w niektórych miejscach musiałem kilkukrotnie przejeżdżać ostrzem. Mimo tego, żadnych skaleczeń nie zauważyłem. Golenie w pierwszym przejściu pod włos w okolicach ust jest nie lada wyzwaniem. Trzeba uważać, aby nie pojawiły się kompromitujące czerwone kropki. Mój zestaw na szczęście pokazał klasę. Po przejściu nie zauważyłem ani jednej czerwonej plamki, a ogoliłem się naprawdę przyzwoicie. Szczerze mówiąc, było to najdokładniejsze golenie w Maroku. Nie wszędzie osiągnąłem idealną gładkość, ale na policzkach i na brodzie było niemal idealnie. Gorsza jakość dotyczyła miejsc pod linią żuchwy i pod nosem. Tak czy inaczej, jak na jedno przejście golenie było rewelacyjne i co najważniejsze w tych okolicznościach przyrody – trwało dosłownie kilka minut.     

Golenie w Riad Cascades d’Ouzoud (Ouzoud, Maroko)
Golenie w Riad Cascades d’Ouzoud (Ouzoud, Maroko)

***

Usługami tradycyjnego golenia w Maroku nie jestem zachwycony. Przede wszystkim przeszkadzał mi powszechny brud. Wielu spotkanych przez nas Marokańczyków to nieprawdopodobne flejtuchy. Brud, bałagan, zaniedbane wnętrza są niemal wszędzie. Standardy higieny są zupełnie inne niż w Europie. Druga kwestia to jakość usług. Mam wrażenie, że klientom nie za bardzo zależy na gładkiej twarzy. Goląc się codziennie przyzwyczajony jestem do idealnej gładkości. Wyczuwalny pod skórą zarost odbieram tak, jakbym był niedomyty i właśnie takie miałem wrażenie dwa na cztery razy po wyjściu z marokańskiego zakładu fryzjerskiego. W wolnej chwili na łamach geekhuba opiszę swój pobyt, ale pod kątem informacji praktycznych, które mogą być przydatne przy organizacji podobnej eskapady. 

Ten post ma 8 komentarzy

  1. Emil

    Nie masz szczęścia, ale dzięki Twoim recenzjom raczej się nie wybiorę do takiego przybytku za szybko 😉

  2. Drummond

    Brawa, za odwagę. Jestem pod wrażeniem.

    1. Mirosław Florek

      Czy ja wiem, że wymagało to odwagi? Jeśli idzie o higienę i ryzyko złapania czegoś zakaźnego, to jednak używane były jednorazowe ostrza. Na koniec ałun też robi co trzeba. Sam krem do golenia ma również działanie bakteriobójcze. Prawdę powiedziawszy, bardziej obawiałem się złodziei. W Maroku, a szczególnie w dużych miastach, jak w moim przypadku Marakesz jest ich sporo i trzeba uważać. Również i z tego powodu nie nosiłem aparatu fotograficznego. Zabrałem go raptem „na miasto” dwa razy i w efekcie prawie wszystkie zdjęcia z wycieczki robiłem telefonem. W szczególności wszystkie zdjęcia z tej goleniowej relacji są z telefonu. Ogólnie nie miałem w Maroku poczucia zagrożenia. Pod tym względem dużo gorzej jest np. w Meksyku i tam faktycznie kilka razy miałem duszę na ramieniu. No ale po co szukać niebezpieczeństw poza granicami Polski, jeśli np. w takiej Łodzi w wielu miejscach czuję się nieswojo. Artykuł o golibrodach nie dotyczył jedzenia i związanego z tym ryzyka. Szczerze mówiąc, właśnie tego obawiałem się najbardziej, a pokus dla łakomczucha w Maroku jest sporo. Kilka dni broniłem się przed wypiciem soku na ulicy. Owoców, np. pięknych, dojrzałych i tanich truskawek też nie jadłem. W końcu, biorąc wcześniej profilaktycznie Enterol wypiłem sok z trzciny cukrowej i poprawiłem sokiem z granata. W moje ślady poszli pozostali członkowie rodziny, w tym mój dwuletni syn. Nic się nie stało, dlatego już w kolejne dni pierwsze kroki kierowaliśmy do wyciskaczy soków.

      1. Drummond

        Do odważnych świat należy.

  3. Marek

    bród????????????

    1. Mirosław Florek

      Właśnie bród. Niestety. W hotelach było ok, ale w wielu miejscach – knajpach, właśnie u fryzjerów był syf.

      1. Marek

        No dobra to otwartym tekstem: to co pan napisał to nie przejście przez rzekę (bród od brodzić) ale brud czyli syf.

        1. Mirosław Florek

          O Dżizas. Dzięki. Już myślałem, że od takich ortografów jestem wolny. Minus jeden stopień na maturze. Dziękuję za korektę, Marku.

Dodaj komentarz