Producentem testowanego produktu jest firma, która rozpoczęła działalność jako położony w centrum Wiednia, w pobliży słynnej opery, sklep z luksusowymi kosmetykami i artykułami do golenia.
Po pewnym czasie, sklep wprowadził do sprzedaży produkty pod własną marką. Artykuły oferowane przez Esbjerg dostępne są również w sklepie internetowym.
Opakowanie i postać
Oryginalnego opakowania nie miałem okazji używać, ponieważ do testów dysponowałem próbką. Na zdjęciach widać, że krem zapakowany jest w biały, plastikowy zakręcany słoik, mieszczący 150 g produktu.
Jak na krem, konsystencja jest zwarta, przypominająca raczej miękkie mydło. Dzięki temu można dość precyzyjnie nabierać produkt na pędzel kręcąc nim w tyglu. Ponieważ podczas testów obliczałem wydajność, zmuszony byłem nanosić porcję kremu na twarz, co wcale takie proste nie było.
Zapach
Krem pachnie delikatnie, ale to bardzo dobry, naturalny, wręcz gorzki zapach grapefruita. Zapach oczywiście mocno ustępuje swą atrakcyjnością wielu starannie zbudowanym kompozycjom, ale jak na cytrusowy aromat, jest naprawdę bardzo przyjemny. Niestety trwałość zapachu jest minimalna. Podczas golenia jest on już dużo słabiej wyczuwalny, a po goleniu znika niemal całkowicie. Zapach oceniam na 6/10.
Skład
Lista składników, jaką podaje producent, wcale nie jest taka krótka. Jednak spójrzcie tylko co my tam mamy – prawie same dobre rzeczy.
Podstawą składu są zmydlone zasadą potasową oraz sodową kwas stearynowy i olej kokosowy. Na razie wygląda nieźle. Takie mydło dobrze się pieni. Podstawowy skład masy mydlanej uzupełnia jedynie gliceryna.
Lista ekstraktów i olejków roślinnych jest bardzo długa: olejek ze skórki grapefruita, olejek z otrąb ryżu, frakcjonowany olej kokosowy, ekstrakt z liści rozmarynu, ekstrakt z liści szałwii krzewiastej, ekstrakt z liści szałwii lekarskiej, olej słonecznikowy. Możliwe, że olejki poddane zostały zmydleniu, ale producent o tym fakcie nie informuje.
Aromat wzmacnia dodatek limonenu.
Na liście substancji pomocniczych mamy tylko stabilizujący krem tiosiarczan sodu.
Skład zgodnie z INCI: Aqua, Stearic Acid, Glycerin, Potassium Hydroxide, Cocos Nucifera (Coconut) Oil, Sodium Hydroxide, Citrus Grandis (Grapefruit) Peel Oil, Oryza Sativa (Rice) Bran Oil, Caprylic/Capric Triglyceride (Fractionated Coconut Oil), Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract, Salvia Triloba (Sage) Leaf Extract, Salvia Officinalis (Sage) Leaf Extract, Sodium Thiosulfate, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Limonene.
Wyrabianie piany
PIana jaką można wyprodukować z testowanego kremu jest naprawdę wyśmienita. To coś w stylu jogurtowej półpłynnej masy, jaką można osiągnąć z I Coloniali Mango, tylko większej ilości. Muszę przyznać, że bardzo spodobała mi się ta konsystencja. Jest mocno nawilżająca, połyskliwa i bardzo trwała. Nie ma mowy o widocznych pęcherzykach powietrza. Nigdy nie miałem kłopotów z jej wyrobieniem. Pianę oceniam na pełne 10/10. Jest co prawda inna niż uznawana przeze mnie za idealną, otrzymana z mydła Martin de Candre, ale mimo to uważam ją za naprawdę świetną.
Golenie
Pierwsze golenie nie było co prawda najlepsze, jakiego w życiu doświadczyłem, ale obwiniam za to polowe warunki w jakich przyszło mi z mydła korzystać. Miało to miejsce w lotniskowej łazience, do którego po pewnym czasie wtargnęła sprzątaczka, chcąca najwyraźniej odhaczyć zaplanowaną pracę. Biedna Pani myślała pewnie, że z ułożonej na półce kosmetyczki wyjmę jedynie szczoteczkę do zębów i raz dwa będzie mogła wziąć się za robotę. Tak się jednak nie stało. Najpierw zwilżyłem twarz wodą, później wyjąłem szczoteczkę, wymyłem zęby, a następnie zabrałem się za golenie. Namoczyłem pędzel, wyjąłem pojemniczek z kremem, naniosłem go na twarz i spokojnie zacząłem wyrabiać pianę. Wyjąłem z etui Aristocrata, w którym na nowe wyzwania czekała japońska mistrzyni ostrości – żyletka Feather. Sprzątaczka cały czas stała za plecami w blokach startowych, które w jej przypadku miały kształt wiadra z wodą i mopa. No cóż…, pomyślałem. Trochę się zejdzie. Przystąpiłem do golenia. Poślizg był doskonały, ale już amortyzacja niekoniecznie. Pomyślałem sobie, że następnym razem postaram sobie wyrobić bardziej konkretną pianę. Na szczęście łagodnej maszynce wcale ta mała amortyzacja nie przeszkadzała. Do czasu! Ponieważ sprzątaczka cały czas stała zwarta i gotowa, podczas drugiego golenia zacząłem się śpieszyć, co w efekcie poskutkowało zacięciem na podbródku.
W kolejne dni było tylko lepiej. Co prawda do dyspozycji miałem wyłącznie Aristocrata, ale i tym sprzętem mogłem ocenić doskonałe właściwości mydła. Tak jak i podczas pierwszego golenia to zauważyłem, bez względu na sposób wyrabiania piany, nie zapewniała ona wybitnej ochrony. W moim przypadku, z racji korzystania z łagodnej maszynki, wcale nie było to wadą. Co do zmiękczania zarostu, również nie mam wrażenia, aby było ono wybitne.
Ogólnie golenia z użyciem kremu Esbjerg oceniam na 9/10.
Po goleniu
Niestety, z racji przebywania w wybitnie wilgotnym klimacie, nie miałem możliwości pełnej oceny właściwości pielęgnacyjnych, ponieważ skóra po goleniu co bym nie robił, raczej oczekiwała osuszania. O kremie do twarzy nawet nie musiałem myśleć, a płyn po goleniu miałem ze sobą wyłącznie swojej roboty. Jak na te warunki był on zdecydowanie zbyt nawilżający, więc i tak go nie używałem. Pomijając nawilżenie, które nie było wymagane, skóra była w świetnej kondycji. Nie zaobserwowałem jakichkolwiek reakcji alergicznych czy podrażnień. Zapach, który podczas golenia był bardzo wątły, po goleniu był ledwo wyczuwalny, ale przyjemny.
Ogólnie wrażenia po goleniu oceniam na 7/10 punktów, ale zastrzegam, że nie mogłem ocenić ew. efektu wysuszenia skóry.
Dostępność i cena
Krem Esbjerg nie jest dostępny w Polsce. Można go kupić na przykład w sklepie internetowym producenta. Słoik zawierający 150 g kremu kosztuje €18,90, a z uwzględnieniem kosztów transportu do Polski otrzymujemy €22,86, czyli 97,60 zł. Zakładając, że średnie zużycie wynosi 1,2 g, koszt jednego golenia wynosi 0,78 zł.
Podsumowanie i ocena
Grapefruitowy krem Esbjerg to bez wątpienia wysokiej klasy produkt. Zapewnia wysokiej jakości golenie – przyjemne i bardzo dokładne, czemu sprzyja świetny poślizg połączony z umiarkowaną amortyzacją. Ze względu na te właściwości, raczej polecam doświadczonym użytkownikom lub osobą korzystającym z łagodniejszego sprzętu. Właściwości bliskie są ideałowi, ale zapach już niestety niekoniecznie. Co prawda jest przyjemny, ale jednocześnie bardzo mało intensywny. Jako ciekawostka, krem bez wątpienia wart jest wypróbowania, ale za te pieniądze można kupić lepszy produkt.
Moja ocena: 8/10 (bardzo dobry produkt)
- zapach (atrakcyjność, intensywność i trwałość): 6/10,
- właściwości piany (łatwość wyrabiania, trwałość i inne właściwości piany): 10/10,
- efektywność golenia (poślizg, zmiękczanie zarostu, dokładność itp.): 9/10,
- odczucia po goleniu (właściwości pielęgnacyjne, zapach): 7/10,
- opłacalność: 4/10.
Sprawdź w rankingu mydeł i kremów do golenia, jak recenzowany produkt wypada na tle konkurencji.
Ocena ogólna nie uwzględnia opłacalności, ani nie jest średnią poszczególnych ocen.
Punktacja: 1 – tragiczny, 2 – słaby, 3-4 – taki sobie, 5-6 – dobry, 7-8 bardzo dobry, 9 – niemal doskonały, 10 – wybitny
Zapraszam do dyskusji. Każdy komentarz jest dla mnie nagrodą i wzbogaca recenzję. Jeśli chcesz być na bieżąco informowany o nowych wpisach, śledź mnie na Twitterze (polecam), ew. zasubskrybuj blog w WordPressie. Po opublikowaniu nowego wpisu, dostaniesz e-maila.
Kowjack, dzięki za podarowanie produktu do testów.
W końcu pojawiła się nowa recenzja – długo nie było co czytać 🙂
Z tego co kojarzę to dzięki uprzejmości Kowjacka, też posiadam próbkę tego kremu.
Sprawdzę, spróbuję, opiszę 🙂
Mirku dziękuję za recenzję.
Ciekawi mnie czy zabrałeś w podróż jakiś inny specyfik na wypadek gdyby krem Esbjerg Vienna Ci nie podszedł.
Tomek, na wyjazd wziąłem cztery próbki, ale przetestować zdołałem dwie – Esbjerg i La Savonnière du Moulin. Dziś ostatni raz użyłem tego oślego mydła. Przez ten cały czas (prawie dwa tygodnie) dwa razy użyłem innych produktów. Na wyjeździe nie mogłem się oprzeć, żeby nie przetestować świeżo kupionego Fix-Modella Lawendowego, a wczoraj sięgnąłem po Florisa Elite, który podczas mojej nieobecności wrócił z tułaczki. Upewniłem się, że to najlepsze mydło jakiego dotąd używałem. Właściwości podstawowe świetne, a zapach jak dla mnie po prostu genialny.
Mirku nie ma za co. Ciesze sie ze wszystko wrocilo na wlasciwe tory, przyznam sie, troszke brakowalo mi Twoich recenzji 🙂 Dziekuje serdecznie za swietna recenzje, niestety ale nic od siebie nie napisze, kremu uzylem tylko raz i to juz jakis czas temu.