Ostatnio rozejrzałem się jednak po ogródku, spojrzałem na kępę pachnącej lawendy i pomyślałem, że następne golenie musi mieć właśnie ten zapach. Zrobiłem szybką inwentaryzację zapasów i zdecydowałem, że dam szansę Doktorowi z dalekich krajów.
„Za każdym wielkim przedsięwzięciem, zawsze stoi wielkie marzenie i Dr. Selby nie jest wyjątkiem”. Tym motto firma rozpoczyna opis swojej historii, która rozpoczęła się w połowie XX wieku, gdy bliżej nieokreślony europejski imigrant założył w Urugwaju Dr. Selby Laboratories. Na początku firma zajęła się odtworzeniem przekazywanej z pokolenia na pokolenie receptury kremu o działaniu kojącym. Produkt został wprowadzony na rynek pod nazwą „Crema Curativa Dr. Selby” i jest w postaci niezmienionej produkowany po dziś dzień.
W ofercie urugwajskiego producenta znajdują się obecnie produkty dla kobiet, mężczyzn i dzieci. Jeśli chodzi o kremy do golenia, firma oferuje jedynie cztery rzeczy – kremy mentolowy, dla skóry wrażliwej i lawendowy w małych 50-gramowych tubach oraz twardy, lawendowy krem w ładnym i oryginalnym 125-mililitrowym tyglu.
Więcej informacji na temat producenta można znaleźć na jego witrynie.
Opakowanie i postać
Testowany produkt zapakowany jest w nieprodukowaną już, sporą 100-mililitrową metalową tubę, która umieszczona jest w kartonowym, lakierowanym pudełku. Sam krem jest bardzo gęsty i wcale się go łatwo nie wyciska. To zupełnie inna bajka niż w przypadku niedawno testowanego przeze mnie kremu Palmolive, z którego tuby zawartość potrafiła sama wypływać. Krem w testowanym, 100-mililitrowym opakowaniu nie jest już produkowany. Zamiast tego dostępne są identycznie wyglądające, ale dwa razy mniejsze, 50-mililitrowe opakowania.
Zapach
Przygotowany na wspaniałą woń lawendy wyhodowanej pod słonecznym południowoamerykańskim, urugwajskim niebem mocno się zawiodłem. Faktycznie, trochę nut lawendowych w tym zapachu się znajdzie, ale zdecydowanie przeważają cytrusy. Nie tak miało być, nie tak! Od luksusowego kremu do golenia spodziewam się luksusowego zapachu. Gdybym miał inne wymagania, kupiłbym mydło Figaro za 8 zł. Niestety Dr. Selby pachnie całkiem przyjemnie, ale nie luksusowo.
Skład
Rzut oka na skład i wszystko jasne. To prosty produkt bez zbędnych udziwnień i polepszaczy. Woda na drugim miejscu pokazuje, że wydajność powinna być wyższa niż zwykle.
Podstawą składu są zmydlone ługiem potasowym i sodowym kwas stearynowy i olej kokosowy.
Skład uzupełniają: boran sodu i krzemian sodu – zupełnie jak w Liderze i Warsie.
Za intensywny zielony kolor odpowiadają: Cl 15985, Cl42051, Cl45350, CI47005. Z ciekawości sprawdziłem, czy i tutaj nie ma podobieństwa do Lidera. Jednak nie.
Zapach daje kompozycja aromatyczna (fragrance) oraz paczka naszych dobrych znajomych – linalol, limonen, kumaryna, geraniol, alkohol benzylowy i benzoesan benzylu.
Pochwalić należy brak konserwantów i jak już wcześniej wspomniałem, bardzo prosty skład. Zobaczymy jak krem sprawdzi się w praktyce.
Skład zgodnie z INCI: Stearic acid, aqua, potassium hydroxide, coconut oil, sodium hydroxide, sodium borate, fragrance, sodium silicate, linalool, limonene, coumarin, geraniol, benzyl alcohol, benzyl benzoate, Cl 15985, Cl42051,Cl45350,CI47005.
Wyrabianie piany
Jeszcze raz się potwierdza, że prosty, ale starannie dobrany skład z powodzeniem zastępuje dowolną liczbę polepszaczy w stylu dodatkowych syntetycznych detergentów, czy różnorakich glinek. Pianę z urugwajskiego kremu wyrabia się bez najmniejszego problemu. I znów sposób, który bez pudła załatwia robotę – nakładamy krem na twarz i dobrze strzepniętym pędzlem wyrabiamy pianę na konsystencji pasty, a później powoli dodajemy wodę na pędzel i kontynuujemy wyrabianie. Nie ma czarów! Wychodzi za każdym razem. Od nas zależy na jakiej konsystencji zakończymy. W przypadku tego produktu lepiej sprawdziła mi się trochę bardziej rozwodniona piana. Konsystencja wychodzi idealna. Nie ma żadnych dużych pęcherzyków powietrza. Piana jest stabilna jak skała – nic nie wysycha ani nie zanika.
Golenie
Zachęcony świetnymi właściwościami piany przystąpiłem do golenia, podczas którego użyłem maszynki Mühle z głowicą R89, z założoną 5-dniową żyletką Feather. Pomimo swego słusznego wieku, japońska starowinka spisywała się jak należy. Bardzo dobra amortyzacja wspomagana była świetnym poślizgiem. Co więcej, zarost zmiękczany był lepiej niż poprawnie. Pomyślałem sobie, że w następnym goleniu trzeba zmienić parametry piany i sprawdzić trochę bardziej konkretną.
Jak zapowiedziałem, tak uczyniłem. Pianę zagęściłem, a łagodną R89 wymieniłem na niemieckiego agresora Mühle R41, wspomaganego wunderwaffe kolejnego Państwa Osi – nowiutką żyletką Feather. No cóż, tym razem różowo nie było. W moim przypadku, R41 musi mieć rewelacyjny poślizg, który przecież tym razem świadomie ograniczyłem. Na szczęście nie poddałem się i golenie zakończyło się bez ran.
Gdy następnego dnia, po raz kolejny pianę trochę rozwodniłem, krem pokazał jeszcze lepsze właściwości. Pomimo tego, że w maszynce Mühle z głowicą R89 miałem wkręconego nowego Feathera, ostrze śmigało jak na ślizgawce. Owszem, ochrona odrobinę się zmniejszyła, ale rewelacyjny poślizg z powodzeniem niedomagania zniwelował.
Po goleniu
Po goleniu krem spisuje się znakomicie. To jeden z nielicznych stosowanych przeze mnie preparatów tego typu, po użyciu którego nie czuję potrzeby zastosowania balsamu po goleniu. Nie mogę się temu nadziwić, bo krem świetnie się pieni, więc nic nie wskazuje na to, aby skład zawierał duże ilości niezmydlonego oleju kokosowego. Faktem jest, że skóra jest sprężysta i całkiem nieźle nawilżona. Nawet kilka godzin po goleniu nie miała zamiaru wykazać oznak wysuszenia.
Zapach choć nie najwyższych lotów, ale jeszcze przez około pół godziny można było wyczuć jego wspomnienie.
Cena i dostępność
Ten urugwajski produkt jest trudno dostępny w Europie. Ba! Nawet w północnoamerykańskich sklepach jest unikatem. Na szczęście można go zamówić dobrze nam znanym słoweńskim sklepie TVB Shaving. Cena zwala z nóg. Jak wspomniałem, testowanej przeze mnie, 100-mililitrowej tubki już nie ma, ale można kupić krem w o połowę mniejszym opakowaniu. Ten 50-mililitrowy liliput kosztuje aż 9€! Oznacza to, że w przypadku użycia 1,2 grama produktu na jedno golenie, równocześnie wydajemy 1,20 zł!
Podsumowanie i ocena
Wszystko pięknie ładnie z wyjątkiem całkowicie absolutnie kosmicznej ceny. Ciężko mi zaakceptować cenę Simpsonsa, ale po pierwsze właściwości kremu są naprawdę rewelacyjne, a po drugie wiadomo – Simpsons to Simpsons. Ale ten urugwajski, średnio pachnący parias za nawet większe pieniądze?! No bez przesady. Pomimo bardzo dobrych właściwości, zdecydowanie nie polecam. Aby jednak zakończyć niniejszą recenzję pozytywnie, zwracam uwagę czytelników na inny produkt tego producenta dostępny w TVB Shaving. Chodzi o krem, a w zasadzie mydło w wyjątkowo ładnym tygielku. Za 15€ dostajemy 125 mililitrów 3-krotnie skoncentrowanego kremu o konsystencji mydła, który powinien wystarczyć na rok golenia. Osobiście nie sprawdzałem, ale w recenzjach, które kiedyś przejrzałem informacja ta została potwierdzona. Spotkałem się nawet z określeniem, że Dr. Selby to Martin de Candre dla ubogich.
Moja ocena: 7/10 (bardzo dobry produkt)
- zapach (atrakcyjność, intensywność i trwałość): 6/10,
- właściwości piany (łatwość wyrabiania, trwałość i inne właściwości piany): 9/10,
- efektywność golenia (poślizg, zmiękczanie zarostu, dokładność itp.): 8/10,
- właściwości pielęgnacyjne: 8/10,
- opłacalność: 2/10.
Ocena ogólna nie uwzględnia opłacalności, ani nie jest średnią poszczególnych ocen.
Punktacja: 1 – tragiczny, 2 – słaby, 3-4 – taki sobie, 5-6 – dobry, 7-8 bardzo dobry, 9 – niemal doskonały, 10 – wybitny
Zapraszam do dyskusji. Każdy komentarz jest dla mnie nagrodą. chcesz być na bieżąco informowany o nowych wpisach, śledź mnie na Twitterze (polecam), ew. zasubskrybuj blog w WordPressie. Po opublikowaniu nowego wpisu, dostaniesz e-maila.
Szkoda, że taki drogi ten krem. Jednak ten koncentrat to nie najlepszy pomysł. Co byś zrobił z mydłem które wystarczy na rok golenia?
Rozdzielił między znajomych 🙂 do testowania 🙂
A recenzja jak zawsze świetna. Spodziewałem się z początku średniaka – a gdyby taki krem był dostępny stacjonarnie w Polsce, z ceną w okolicach 20 PLN (bo domyślam się, że z tego 9 ojro to lwią część się płaci za dostawę do sklepu) – mógłby zostać hitem. Gdyby nie cena i dostępność, to pewnie i ocena by poszła lekko w górę. W sumie bardzo jestem ciekawy jaką ocenę by dostał ten mydłokrem 🙂
W ocenie ogólnej nie jest uwzględniana cena.
Dzięki temu masz jasność który produkt w/g recenzenta jest lepszy.
Zawsze możesz kupić mydło/krem w promocji znacznie taniej – nie powinno to wpływać na ocenę ogólną.
Dr. Selby Lavender Luxury Shaving Cream to kolejna wariacja na temat kremu lawendowego. Napisałem wariacja, bo według mnie jest to mieszanka zapachów: lawendowego, cytrusowego, leśnego, morskiego. Krem ma przepiękny pistacjowy kolor. Jeśli chodzi o właściwości goleniowe i pielęgnacyjne to krem Dr. Selby Lavender Luxury jest jak solidny dobry bramkarz – obroni co ma obronić, przepuści co ma przepuścić…i nic poza tym.