Choć brzytwą golę się już ponad dwa lata, dotychczas nie było to najłatwiejsze doświadczenie. Owszem – potrafiłem ogolić się bezkrwawo, ale dokładność często pozostawiała wiele do życzenia. Swoją brzytwianą karierę zacząłem od szwedzkiej Asty 4/8. Mała Szwedka dawała radę, ale potrafiła stawać dęba i jakoś nie cięła zarostu „od dotyku”. Kilka osób próbowało ją naostrzyć, ale nigdy w 100% nie przeszła testu włosa (HHT).
Później kupiłem calowego Charlexa i chińskiego Gold Dollara 66. To ostatnie narzędzie, za które zapłaciłem jedynie 20 zł razem z przesyłką z Chin, nabyłem do nauki ostrzenia. Chińczyk był brzydki jak noc. Niedokładnie wykonane, krzywe ostrze oprawione było w tandetne plastikowe okładki. Na początku wziąłem w dłoń szlifierkę kątową i wyrównałem na tyle ile mogłem brzytwę w kilku miejscach, bo w ogóle można ją było naostrzyć.
Na Charlexie swoich nowo nabytych umiejętności w ostrzeniu nie próbowałem. Od razu dałem do naostrzenia fachowcowi.
Golenie belgijskim tasakiem było dużo przyjemniejsze, ale cały czas czułem, że narzędzie ma większy potencjał. Próbowałem z różnymi kątami natarcia, z różną siłą i przy różnych napięciach skóry ciągnąć ostrze. Żle nie było, ale zawsze czegoś mi brakowało. Nie o takiej delikatności o dokładności myślałem. Podobało mi się golenie brzytwą ze względu na styl związany z takim zabiegiem, uczucie obcowania z prostym, ale technicznie eleganckim narzędziem. Jednak co do efektów, zawsze czułem niedosyt.
Niedawno kupiłem kolejną brzytwę – starą Pumę 6/8. Wedle zapewnień sprzedawcy, narzędzie przygotowane było do golenia, więc nie musiałem myśleć o jego naostrzeniu. Już w pierwszy ranek po otrzymaniu brzytwy postanowiłem ją wypróbować. Byłem umówiony na spotkanie i w związku z tym miałem mało czasu, ale nie mogłem się oprzeć pokusie. Przed goleniem zrobiłem test włosa. Brzytwa przeszła go zadziwiająco łatwo. Słyszałem tylko „cyk, „cyk”, „cyk” – za każdym razem i w każdym miejscu krawędzi tnącej.
Już po pierwszym przejściu wiedziałem, że to prawdziwa rewelacja. Dotychczas nie miałem o swoich brzytwianych umiejętnościach najlepszej opinii, ale tego dnia wszystko się zmieniło. Ogoliłem się świetnie i wystarczyły tylko dwa przejścia. Nie zaliczyłem najmniejszego nawet zacięcia. Skóra była w idealnym stanie. Ostrze sunęło po skórze nie napotykając na opór. Co ciekawe, nie musiałem dbać o szybkość przesuwania ostrza.
Od pierwszego golenia Pumą minął ponad tydzień i ani razu nie sięgnąłem po maszynkę na żyletkę. Codziennie golę się brzytwą. W międzyczasie sam naostrzyłem cały swój dobytek – Astę, Charlexa i Gold Dollara. Puma sprawuje się absolutnie najlepiej, ale i pozostałe brzytwy wyraźnie próbują rywalizować z niemiecką konkurentką. Najmniej do mojego zarostu nadaje się Szwedka, ale i tak nie jest źle. Wygląda na to, że cała tajemnica tkwiła w ostrości.
Dla osób chcących spróbować swych sił w goleniu brzytwą mam radę – zadbajcie o jej ostrość. Jeśli brzytwa staje dęba, pomimo tego, że używacie dobrego mydła i próbujecie golić się z różnym kątem natarcia ostrza, to znaczy, że po prostu jest tępa. Na początek zdajcie się na umiejętności osoby doświadczonej. Zacznijcie od ostrza 5/8 lub 6/8 i po otrzymaniu naostrzonej brzytwy nie wecujcie jej. Zróbcie pianę z dobrego mydła i sprawdźcie najpierw jak może golić. Gdy drugiego dnia będziecie brzytwę wecowali, zróbcie to delikatnie, nawet na pasie położonym na stole. W ten sposób na pewno nie popsujecie ostrza. Gdy po paru tygodniach zabawy z brzytwą (po 30 goleniach) zaczniecie czuć, że panujecie nad narzędziem, dajecie ją ponownie do naostrzenia, ale znów fachowcowi.