Producentem recenzowanego mydła jest amerykańska firma rzemieślnicza Mama Bear’s Soaps, założona w 2004 roku przez panią Sue Clark. Mydlarnia ma siedzibę we Florence, w stanie Wisconsin, kilkadziesiąt kilometrów od jezior Górnego i Michigan.
Sue zapewnia, że eksperymenty mające na celu wypracowanie optymalnej receptury mydła do golenia trwały wiele lat. Podkreśla, że bardzo ważne jest dla niej, aby produkty Mama Bear w jak największym stopniu opierały się na naturalnych składnikach. Wyklucza stosowanie detergentowych polepszaczy. Jednak to co wyróżnia Mama Bear’s od większości innych producentów mydeł do golenia, to bogactwo i intensywność ich aromatów. W zasadzie tylko mydlarnia z Arizony – Phoenix Artisan Accoutrements – mogłaby stanąć w szranki. W bieżącej sprzedaży firma oferuje ponad 100 aromatów mydeł do golenia. Prawdziwym bestsellerem jest kompozycja Aged Spice, inspirowana ponadczasowym, oryginalnym zapachem Old Spice. Poza klasycznymi, sprawdzonych aromatami, znaleźć można kompozycje przypominające nam znane smakołyki – czekoladowo-miętowy, Creme Brulee czy Whiskey Cream, a także prawdziwe dziwadła, jak np. aromat bekonowy. Artur użył kiedyś określenia „bizzare” i odnoszę wrażenie, że miał na myśli właśnie Mama Bear’s.
Mydła nie kupiłem, a dostałem w prezencie od Grześka z brzytwy. W zasadzie to historia jest jeszcze bardziej złożona, bo mydło otrzymałem w ramach przeprosin ze sklepu TVBshaving. W wyniku losowania produkt przekazałem Grześkowi, któremu mydło nie przypadło do gustu i znowu je dostałem.
Opakowanie i postać
Projekty etykiet autorstwa Mama Bear’s jakoś do mnie nie trafiają. Nie inaczej jest w przypadku opakowania Hinoki Wood. Samo pudełko jest normalne, plastikowe, ale naklejka umieszczona na wieczku jest po prostu tragiczna.
Wewnątrz pudełka znajduje się miodowej barwy, przeźroczysty krążek. Od razu widać, że to mydło glicerynowe. Jest twarde, ale po pokrojeniu na cienkie plasterki, bez problemu poddaje się formowaniu. Możne również skorzystać z rady producenta i roztopić mydło w kuchence mikrofalowej.
Skład
Mama Bear to kolejny producent, który nie podaje na stronie internetowej składu swych wyrobów. Nie rozumiem takiej polityki. Na szczęście interesujące mnie dane udało mi się uzyskać od producenta, gdy o nie poprosiłem. (Dziękuję, Sue!). Później przypadkiem listę składników znalazłem na witrynie internetowej Mama Bears. No cóż, ponieważ wszystkie mydła mają identyczny skład, producent zamieści tę informację w jednym miejscu. Szkoda, że nie umieścił odwołania na stronie konkretnego produktu.
Podstawą składu są zmydlone ługiem sodowym olej kokosowy, olej palmowy, olej rycynowy i olej z krokosza barwierskiego (znamy go z mydła Ogallala).
Skład uzupełniony jest dodatkiem gliceryny, sorbitolu (działanie nawilżające), oleinianu sorbitanu (emulgator), białka z nasion soi i białko pszenicy.
Za zapach odpowiedzialna jest mieszanina substancji zapachowych naturalnych i syntetycznych.
Skład jest bardzo podobny do testowanego ostatnio przeze mnie mydła Ogallala Bay Rum. Czyżby przypadek? Zapytałem o to Sue i otrzymałem odpowiedź, że nie wytwarza mydeł dla Ogallala. Naprawdę? Tyle unikalnych składników pojawiło się w tych produktach przez przypadek? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć.
Skład zasługuje na pochwałę. Nie ma w nim syntetycznych detergentów, konserwantów i innych podejrzanych wynalazków.
Skład zgodnie z INCI: Coconut Oil, Palm Oil, Castor Oil, Safflower , Glycerine (kosher, of vegetable origin), Purified Water, Sodium Hydroxide (saponifying agent), Sorbitol (moisturizer), Sorbitan oleate (emulsifier), Soybean protein (conditioner), Wheat protein and fragrance either natural or synthetic.
Zapach
Aromat mydła jest bardzo intensywny. Może trochę za bardzo? Co więcej, w przypadku mydła Hinoki Woods, aż ciśnie się na usta słowo „ekstrawagancki”. Jak go jeszcze opisać? Mam z tym kłopot. Z pewnością to zapach ciepły i w mojej ocenie mocno przegadany. Raczej trudno po pierwszym razie powiedzieć o nim przyjemny. Ciekawe jest to, że można się do niego przyzwyczaić. Jednak gdybym musiał go codziennie używać, chyba byłbym nim zmęczony.
Producent opisuje swą kompozycję przywołując ciepłe olejki blonde wood (sądzę, że chodzi o drewno okume), cedru i paczuli, wzbogacone waniliowym piżmem, cynamonem i goździkami. Jakby tego było mało, są tu również świeże nuty eukaliptusa, lawendy, kwiatów pomarańczy, jaśminu i róży. Sue widzi swoje dzieło jako kompozycję niezwykłą (z tym się zgadzam), tajemniczą i czystą (tutaj autorka trochę pojechała), która zachęca do wąchania mydła przez cały dzień (szczególnie duża przesada).
Ten oryginalny aromat jest słodkawy, mdły, z wyczuwalnymi cytrusami. Po kilku dniach muszę od niego odpocząć, ale potem znów chętnie do niego wracam. Coś w sobie faktycznie ma. Mydło dałem do powąchania kilku osobom i na nikim nie zrobił naprawdę dobrego wrażenia.
Zapach oceniam na 7/10. Plus za intensywność, choć czasem może być ona męcząca. Wolę jednak to, niż „wwąchiwanie” się w rachityczne, wyprane pozostałości kompozycji, znane choćby z Boellis Panama, czy Acca Kappa.
Wyrabianie piany
Piana powstaje bardzo szybko i ma całkiem dobre właściwości. Podobnie jak w przypadku mydła Ogallala, nie grzeszy aksamitną wilgotnością i owszem, wolałbym, aby była trochę mniej napowietrzona. Podkreślam jednak, że w żadnym wypadku nie mogę napisać, że jest bardzo lekka. Podczas kolejnych goleń próbowałem ją zagęścić i nawodnić. Trochę mi się udało, ale co by nie robić, nie można przy pomocy mydła Mama Bear osiągnąć konsystencją znaną z Martina de Candre. Piana za to jest bardzo trwała.
Podczas testów średnio zużywałem 1,8 g mydła. To dużo, ale i tak mniej, niż w przypadku innych znanych mi mydeł glicerynowych.
Właściwości piany oceniam na 8/10, przy czym spory udział w tej wysokiej ocenie ma łatwość wyrabiania, bo sama konsystencja aż na tak wysoką notę nie zasługuje.
Golenie
Znając blaski i cienie bardzo podobnego mydła, jakim jest Ogallala Bay Rum, dużo szybciej wstrzeliłem się w optymalny sposób korzystania z produktu Mama Bear’s. Dbając o większe niż zwykle zagęszczenie piany oraz jej nawodnienie już po wyrobieniu, udało mi się osiągnąć naprawdę bardzo solidne właściwości podczas golenia. Co prawda, przy większym zagęszczeniu spada poślizg, ale i tak stoi na wysokim poziomie.
To na czym mi szczególnie zależało, to poprawienie ochrony, która w wielu mydłach glicerynowych jest dla mnie o wiele za słaba. W pewnym sensie cel swój osiągnąłem, co w efekcie pozwala mi ocenić golenie z użyciem mydła Mama Bear’s Hinoki Woods na 6/10. Do pełni szczęścia sporo brakuje, ale jest to według mnie lepszy produkt, niż choćby znane wszystkim mydło Proraso. Zmiękczanie zarostu jest bardzo dobre, najpewniej dzięki dużej zawartości gliceryny.
Po goleniu
Po goleniu skóra ma bardzo dobrą kondycję – jest delikatnie nawilżona, śliska i jedwabiście połyskuje. Bardzo dobrze wyczuwalny jest zapach mydła, który daje o sobie znać jeszcze kilka godzin. Odczucia po goleniu oceniam bardzo pozytywnie – aż na 8/10.
Dostępność i cena
W żadnym polskim sklepie mydeł Mama Bear’s nie znalazłem. Można je kupić w nieocenionym TVB Shaving (brawo!), ale do kalkulacji wezmę warunki zakupu bezpośrednio u producenta. Krążek o masie 142 gramów kosztuje $10, co po doliczeniu kosztów transportu 5 sztuk, daje $15,33, czyli obecnie 61 zł. Zakładając wysokie, 1,8-gramowe zużycie, otrzymujemy cenę jednego golenia w wysokości aż 0,77 zł.
Podsumowanie i ocena
Mama Bear’s Hinoki Woods Shaving Soap to bez wątpienia bardzo oryginalny, całkiem niezły produkt. Rewelacyjnie się pieni, ale do osiągnięcia najwyższej jakości, komfortowego golenia jednak sporo brakuje. W Polsce trzeba uwzględnić bardzo wysokie koszty zakupu produktu, na poziomie najlepszych, luksusowych mydeł, a nawet kremów do golenia. Dwa razy taniej można kupić lepsze pod każdym względem mydło Saponificio Varesino. Nie znajduję racjonalnych powodów zakupu mydła Mama Bear’s w Polsce. Tyle tylko, że trzeba wziąć pod uwagę powody wybiegające poza chłodne szkiełko i oko. Jeśli wśród setki oferowanych aromatów trafi się ten jeden, upragniony, nie ma co się zastanawiać i po prostu składać zamówienie. Nie sądzę jednak, żeby w koszyku znalazło się mydło o aromacie Hinoki Woods.
Moja ocena: 7/10 (bardzo dobry produkt)
- zapach (atrakcyjność, intensywność i trwałość): 7/10,
- właściwości piany (łatwość wyrabiania, trwałość i inne właściwości piany): 8/10,
- efektywność golenia (poślizg, zmiękczanie zarostu, dokładność itp.): 6/10,
- odczucia po goleniu (właściwości pielęgnacyjne, zapach): 8/10,
- opłacalność: 3/10.
Sprawdź w rankingu mydeł i kremów do golenia, jak recenzowany produkt wypada na tle konkurencji.
Ocena ogólna nie uwzględnia opłacalności, ani nie jest średnią poszczególnych ocen.
Punktacja: 1 – tragiczny, 2 – słaby, 3-4 – taki sobie, 5-6 – dobry, 7-8 bardzo dobry, 9 – niemal doskonały, 10 – wybitny
Zapraszam do dyskusji. Każdy komentarz jest dla mnie nagrodą i wzbogaca recenzję. Jeśli chcesz być na bieżąco informowany o nowych wpisach, śledź mnie na Twitterze (polecam), ew. zasubskrybuj blog w WordPressie. Po opublikowaniu nowego wpisu, dostaniesz e-maila.
Informacja na temat podobieństw do mydła Ogallala jest dla mnie wystarczającym argumentem, by nie nastawiać się na ten produkt… mimo że występuje w wersji zapachowej „Old Spice” 🙂
Jedynym mydłem glicerynowym jakie używałem była Aquagena. Nie dałem sobie rady z nim rady. Podejrzewam, że stosowałem zbyt małe ilości mydła. Mirku dziękuję za recenzję.
@Laki_Luk, @Tomek: Trudno jest mi się zgodzić z Waszymi sugestiami, że to mydło może być trudne w użytkowaniu. Zarówno Aquagena, jak i Ogallala naprawdę dają radę. Owszem, nie są idealne i znalazło to odzwierciedlenie w recenzjach, ale w mojej ocenie, nie za daleko odbiegają (jedno w dół, drugie w górę) od przykładowego Proraso. Mydła Mama Bear’s przez wielu uznawane są za bardzo porządne produkty.
Nie wykluczam, że po prostu nie umiałem wyrobić choćby przyzwoitej piany z Ogallali. A próbowałem bodaj 6 razy.
Proraso mnie nie zachwyca (piana nieco zbyt sucha, ale jednak bardziej gęsta), ale z mojego punktu widzenia jest zdecydowanie lepsze; do tego bardzo tanie… czerwone ładnie pachnie.
Akurat ma to mydło więc się wypowiem 🙂
Dla mnie największym plusem jest jego wygląd – przypomina kawałek bursztynu, zapach klasyczny, w sumie przyjemny – takie lepsze mydło toaletowe, bez szaleństw. piana w mojej ocenie trochę słaba zbyt napowietrzona.
Oczywiście najbardziej intryguje mnie jego transparentność – nie sądziłem że można zrobić takie mydło do golenia, ale skoro już wiem że można… Tylko trzeba by poprawić jakość piany troszeczkę.